Christopher Hitchens – brytyjsko-amerykański pisarz, dziennikarz i krytyk
literacki, znany był ze sprzeciwu wobec amerykańskiego imperializmu i wojny w
Wietnamie, krytyki matki Teresy (za jej poparcie dla reżimu Duvaliera na Haiti),
niechęci do Billa Clintona, Henry’ego Kissingera i brytyjskiej
rodziny królewskiej, oraz z krytyki religii. W swoich poglądach bywał radykalny
a w postawach nieugięty. W książce „Listy
do młodego kontestatora”, niczym Rainer Maria Rilke w „Listach do młodego poety”,
wykłada swoje credo. Credo wolnomyśliciela.
Credo to ma być inspiracją, radą i wsparciem dla młodego
człowieka, któremu w formie listów Hitchens opowiada o własnych wyborach a
także stanowiskach tych, których cenił. Wśród przywoływanych pojawią się m.in. George
Orwell, Emil Zola, Vaclaw Havel, jego przyjaciele z redakcji „New Statesman” - Martin
Amis i Ian McEwan, a także Czesław Miłosz oraz Adam Michnik. Swoje listy
Hitchens adresuje do jednej osoby, która jednak reprezentuje całą grupę.
Pisząc o tym, co jest niezbędne do ukształtowania osoby niezależnej
i wątpiącej, Hitchens pisze m.in. o odrzuceniu religii. Faktem jest, że w mentalności religijnej tkwi pewien fundamentalny
element służalczości i masochizmu - twierdzi. Postawa krytyczna i opozycyjna opiera się zasadniczo na przekonaniu,
że jednostka posiada kompetencje i godność, podczas gdy religia zwykle
rozpuszcza te wartości i zamienia je w jakąś mdłą formę kolektywizmu (wspomnijmy
„trzodę”).
Zatrzymując się przy kolektywizmie warto wspomnieć, że
Hitchens nie uważał solidarności powstającej z przynależności do grupy za coś
szczególnie cennego. Zgadzał się Rilkem gdy pisał, że samotności należy raczej
wypatrywać niż się jej obawiać.
W związku z solidarnością z daną grupą, za jedną z
najtrudniejszych rzeczy, z jakimi może przyjść człowiekowi się mierzyć, uważał odkrycie,
że „jego” strona nie ma racji w toczącej się wojnie. Presję, by milczeć i „trzymać ze swoimi”, wzmacniają oskarżenia o
tchórzostwo i zdradę, które natychmiast padają przeciwko myślącym inaczej – pisze
wspominając swojego przyjaciela Ronalda Ridenhoura, który służąc w Wietnamie zebrał
i ujawnił dowody masakry wietnamskich cywilów, mieszkańców wioski My Lau.
W kwestii sporów Hitchens uważał, że wyłącznie otwarty
konflikt idei i zasad może doprowadzić do wyjaśnienia jakiejkolwiek sprawy. W jednym
z listów przywołuje on m.in. Johna Stuarta Milla, który pisał, że nawet jeśli
wszyscy zgodzimy się w jakiejś sprawie, należy wysłuchać tego, który się sprzeciwił,
ponieważ inaczej, ludzie zapomną jak argumentowali na rzecz zgody. Przypomina
także słowa Róży Luksemburg, według której wolność jest przede wszystkim swobodą
dla tych, którzy myślą inaczej, oraz Johna Miltona, który napisał, że wszystko
co człowiek uznaje za prawdziwe należy konfrontować z twierdzeniami strony
przeciwnej, ponieważ tylko w uczciwym i otwartym sporze słuszne poglądy
znajdują potwierdzenie.
Co ważne, według Hitchensa kontestacja jest częścią natury,
nie zawodem. Jak pisał, nie istnieją żadne uczciwe sposoby, którymi można
zarabiać na sprzeciwie.
Pragnąc wesprzeć młodych kontestatorów, Hitchens przygotował
szereg porad, np. na sytuacje pokusy, by w danej sytuacji zostać biernym lub
uległym. Jak pisze, może się zdarzyć, że pojawi się w nas myśli: kim właściwie jestem,
żeby oceniać? Czy ktoś w ogóle pytał mnie o zdanie? Może to nie jest dobry
moment, żeby protestować? Może trzeba to przeczekać? A może – acha! – pisze Hitchens –
w ten sposób dozbrajamy wrogów?
Hitchens gorąco radzi nam z całych sił zwalczyć rutynę i odrętwienie. Kwestionowanie Oczywistości i tego, co dane
z góry, jest najważniejszym elementem maksymy „de omnibus dubitandum” [o
wszystkim należy wątpić].
Jak zwalczać rutynę? Rozwiązanie Hitchensa wiedzie przez
irytację. Jest pewne ćwiczenie, które wykonuje on każdego dnia (ty możesz
znaleźć dla siebie inne). Codziennie sprawdza, czy na pierwszej stronie dziennika
„The New York Times” tkwi w ramce zdanie „Wszystkie wiadomości nadające się do
druku”, które gazeta ta publikuje niezmiennie od kilkudziesięciu lat. Po przeczytaniu
tego zdania Hitchens upewnia się, czy nadal go to irytuje. Jak pisze, jeżeli wciąż mam ochotę wykrzyknąć: „Dlaczego
oni mnie obrażają, za kogo mnie mają, a w ogóle co to ma znaczyć, poza tym, że
te słowa napisał chyba jakiś zadowolony z siebie, napuszony cenzor?!” – wówczas
wiem, że wciąż jeszcze krąży we mnie krew.
Dużo dalej pisze z kolei, że uważa, iż należy pielęgnować w
sobie najwyższą niecierpliwość w
połączeniu z najwyższym sceptycyzmem oraz najwyższą nienawiść do
niesprawiedliwości i wszystkiego, co irracjonalne, w połączeniu z jak
najwyższym stopniem ironicznego samokrytycyzmu.
Na koniec jedna z najprostszych, ale i najpiękniejszych moim zdaniem rad Hitchensa:
Na co dzień możesz stanąć wobec różnych
odmian przemocy albo hipokryzji, bałamutnego powoływania się na wolę ogółu albo
małostkowych nadużyć władzy. Jeśli należysz do jakiejś organizacji politycznej,
ktoś może cię poprosić o mówienie kłamstw albo półprawd służących jakiemuś
krótkoterminowemu celowi. (…) Staraj się zachowywać, „jak gdyby” nie trzeba
było ich tolerować i jakby nie było w nich nic oczywistego.
Christopher Hitchens „Listy do
młodego kontestatora”, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz