maja 31, 2019

Booknet (104): Okołoliterackie materiały tygodnia - do poczytania i obejrzenia

Booknet (104): Okołoliterackie materiały tygodnia - do poczytania i obejrzenia

Do poczytania po polsku:

Vedrana Rudan, pisarka: Kobieta w Chorwacji jest tylko do garów i do seksu

Kiedy ojciec wkładał mi rękę pod sukienkę, ona odwracała wzrok - chorwacka pisarka Vedrana Rudan opowiada jak nie potrafiła wybaczyć matce obojętności.

Tomasz Organek napisał książkę. Czy świetny muzyk może być świetnym pisarzem?

Kiedy Tomasz Organek postanowił poinformować swoich fanów, że napisał książkę, zacytował klasyka: "Czasami człowiek musi, inaczej się udusi". Trawestując inną część tej samej piosenki, można by dodać, że pisać każdy może, trochę lepiej, albo... no właśnie. "Teoria opanowywania trwogi" w księgarniach od 15 maja.

Pierwsza powieść Tomasza Organka "Teoria opanowywania trwogi". Historia podróży pełnej nieprzyjemnych niespodzianek [PRZECZYTAJ FRAGMENT]

"Do mieszkania obok wprowadzała się rodzina. Judasz zdradził. Tata, mama, dziecko, jeszcze jedno dziecko w wózku i kot w klatce. Oto armia, z którą przyszło mi walczyć" - przeczytaj fragment debiutanckiej powieści znanego muzyka Tomasza Organka "Teoria opanowywania trwogi".

Tomasz Jastrun: Role mamy i moja odwróciły się, gdy zachorowała na chorobę dwubiegunową. To ona stała się moim dzieckiem

"W dzieciństwie dostałem od tych osób najbliższych dużo miłości. Ojciec napisał kilka wierszy o mnie, bardzo pięknych. Miłość była w moim domu. Tam czegoś innego brakowało". Rozmowa z Tomaszem Jastrunem o jego matce Mieczysławie Buczkównie i ojcu Mieczysławie.

Big Book Festival ogłosił pełny program


"New York Times" nazwał ją "izraelską Szymborską". - W moim domu nie było książek, rodzice nie czytali. A jednak słowa mnie pasjonowały - mówi Agi Miszol

Izraelska poetka Agi Miszol została laureatką Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta. - Herbert to jeden z moich ulubionych poetów - mówi.

Rozmowa z Wiesławem Myśliwskim

"Książkę pisze się w równym stopniu świadomie, co nieświadomie. Pisze się jakiś fragment i nie wie się, dlaczego, ale takie fragmenty bywają najlepsze. Jakby to język sam je pisał, jakby język wiedział więcej, jakby był mądrzejszy od nas."

"Erotica 2022" - takiego filmu jeszcze w Polsce nie było. Cztery czołowe reżyserki i cztery czołowe pisarki łączą siły

Toksyczne związki, samotność i dawka zmysłowości. Kasia Adamik, Olga Chajdas, Anna Kazejak i Anna Jadowska reżyserujące opowieści Olgi Tokarczuk, Joanny Bator, Gai Grzegorzewskiej i Grażyny Plebanek. Na festiwalu w Cannes ogłoszono rozpoczęcie prac nad filmem "Erotica 2022".

Antonia Lloyd-Jones o tym, jak tłumaczy się polskie książki

Język polski jest tak zwinny, że biedny angielski goni go zdyszany – mówi Antonia Lloyd-Jones, tłumaczka m.in. powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych” Olgi Tokarczuk nominowanej do Międzynarodowej Nagrody Bookera.

Bednarz, Fryczkowska, Kowalska, Ryciak i Szpila nominowane do Nagrody Literackiej Gryfia 2019

Warszawskie Targi Książki to czas ogłaszania laureatów i nominowanych do kilku nagród literackich. Poznaliśmy już długą listę twórców, którzy mają szansę zdobyć Nagrodę Literacką Nike. Teraz przyszedł czas na fanalistki szczecińskiej Nagrody Literackiej Gryfia.

Nagroda Kapuścińskiego 2019. Zaremba Bielawski: Myślałem, że narażę się Polakom. A dotarła do mnie fala ciepła

- Zadzwoniłem do wydawcy z prośbą o przedłużenie deadline'u, bo jestem w depresji. Pogniewał się na mnie. Dopiero kiedy przeczytał "Dom z dwiema wieżami", powiedział: "Teraz ci wierzę". Maciej Zaremba Bielawski laureatem 10. edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.

Olga Tokarczuk: Biodegradowalne sztućce? Też lajkowałam

O walce z fake newsami, odpowiedzialnym podróżowaniu, roli wyobraźni, literaturze i o tym, jak polski Kościół strzelił sobie w kolano rozmawiamy z Olgą Tokarczuk.

Jokha al-Harthi - pierwsza arabska autorka nagrodzona Man Booker Prize

Omańska pisarka Jokha Al Harthi została laureatką Międzynarodowej Nagrody Man Booker za powieść "Celestial Bodies" - ogłoszono w Londynie. Na krótkiej liście nominowanych była też zeszłoroczna laureatka nagrody, Olga Tokarczuk z powieścią "Prowadź swój pług przez kości umarłych"

20 tytułów nominowanych do Nike

Na Warszawskich Targach Książki ogłoszono 20 nominacji do Nagrody Literackiej "Nike". Kto zostanie 23. laureatem, dowiemy się w niedzielę 6 października.

Do obejrzenia:

Warszawskie Targi Książki. Czego poszukiwali czytelnicy?

Trudno było przecisnąć się z kamerą przez tłumy, które przybyły na jubileuszową, dziesiątą edycję Warszawskich Targów Książki. Podważając tym samym popularną teorię, że niby 'Polaków książki nie interesują'. Goście, w każdym wieku, pochwalili się swoimi zdobyczami, a pisarze poopowiadali na temat swoich najnowszych publikacji. Zobacz, jak wyglądają targi książki na Stadionie Narodowym!

Do poczytania po angielsku:

Memories of the Future by Siri Hustvedt review: Bursting with rage at the patriarchy and all its perceived failures

At the tail end of the 1970s, a young writer with the initials SH moves from the wilds of Minnesota into a tiny apartment in grimy, violent New York, where she intends, before taking up an academic post, to write her first novel, a murder mystery featuring a boy detective whose idol is Sherlock Holmes (note those initials).

5 fearless Arab feminist writers you should be reading right now

For Arab women, feminism dates back as far as the 19th century. Never ones to sit on the bench, some women from the region made sure to let their voice reach the edge of the world. 

What Is Writing and Does This Count as It?

As culture evolves, it becomes ever more difficult to answer the question “What is art?” If you spill spaghetti sauce, is that a painting? Does a squeaky floor count as a song? If you say, “You, too,” when a T.S.A. agent says, “Safe travels,” is that a comedy-inflected performance piece?

*****************
Chcesz być na bieżąco? Polub bloga na Facebooku!

Zdjęcie: Unsplash

maja 30, 2019

Fragment książki: Joanna Gierak-Onoszko „27 śmierci Toby’ego Obeda”

Fragment książki: Joanna Gierak-Onoszko „27 śmierci Toby’ego Obeda”
Fot. Arek Wierzbicki


Fragment tytułowego reportażu „27 śmierci Toby’ego Obeda”


1. 27 śmierci Toby’ego Obeda

Kiedy Toby Obed wreszcie się budzi, jest już wiosna.
Leży na wznak w niekrochmalonej pościeli, nie poznaje sufitu i ścian dookoła. Jeszcze przed chwilą spał spokojnym, farmakologicznym snem, a teraz jego neurony świecą do białości, usiłując poradzić sobie ze wszystkimi informacjami naraz.
Gdzie jestem? Dlaczego boli? Czy w końcu przestanie?
Toby rozgląda się, szuka widoku za oknem, jakiegoś punktu zaczepienia.
Ale jego wzrok wciąż ucieka na środek łóżka. To miejsce, gdzie powinny być teraz jego nogi i stopy, ale przykrywająca Toby’ego kołdra leży płasko.
Toby myśli, że ma halucynacje – tak się czasem zdarza po większym piciu. Chce przetrzeć powieki, podnosi do oczu ręce. Ale poniżej lewego łokcia nic już nie ma.
Patrzy w prawo. To, co zostało z drugiej dłoni, jest zawinięte w gruby bandaż.
– Chwileczkę! Gdzie się podziały moje nogi? I coście, kurwa, zrobili z moimi rękami?!
Nad łóżkiem pochyla się kobieta w białym fartuchu.
– Tak się cieszę, że się obudziłeś! Nie byliśmy pewni, czy się uda. Toby, jesteśmy w szpitalu w St. John’s, w stolicy Nowej Fundlandii i Labradoru. Już marzec. Niedawno były twoje dwudzieste drugie urodziny. Powiem ci, że naprawdę masz co świętować.
Ale Toby nie zgadza się ani na marzec, ani na nowe, okrojone ciało. Nie pamięta, żeby ktoś z nim te zmiany ustalał.
Ostatnie, co pamięta, to impreza w Happy Valley-Goose Bay, ponad tysiąc sześćset kilometrów na północ od jego łóżka, które od dziś będzie zawsze wydawać się za długie.

* * *
Goose, jak mówi się o nim na co dzień, to miasteczko na półwyspie Labrador – w tej części Kanady, która jednocześnie sięga na wschód, do Atlantyku, i na północ, w stronę Arktyki. Mieszka tu dziś nieco ponad osiem tysięcy ludzi. Goose powstało z połączenia dwóch miejscowości: Szczęśliwej Doliny i Zatoki Gęsi, ale sielska nazwa miasteczka jest myląca. Bo powodem jego istnienia jest wojna.
W latach czterdziestych gazety pisały, że w Morzu Labradorskim pojawiają się wieżyczki niemieckich U-Bootów. Od kiedy do wojny przystąpiły usa, było jasne, że w tym rejonie musi jak najszybciej powstać silna baza wojskowa, by bronić kontynentu. Do Goose na budowę ściągano mężczyzn ze wsi rozsianych po całej labradorskiej ziemi. Pracowali na kilka zmian. Aprowizacja liczyła, że dziennie potrzebowali od czterech do pięciu tysięcy paczek papierosów.
Robotnicy dostawali ułamek wynagrodzenia ludzi pracujących w głębi kraju, ale nie narzekali. Żalili się tylko na jedno – żeby przenieść się do pracy na budowie, musieli pozamykać domy. A to oznaczało tyle, że przed wyjazdem musieli pozabijać swoje psy.
W 1943 roku Goose było uznawane za największe lotnisko na świecie. Po wojnie zostało ważnym skrzyżowaniem, przez które biegną lotnicze, asfaltowe i morskie ścieżki Labradoru. W czasach pokoju szkoliły się tu jednostki nato, a zarządzane przez wojsko tereny miały być zapasowym lądowiskiem dla pojazdów kosmicznych nasa.
Ale Goose na zawsze zostało miastem zapasowym. Ominęła je wojna, nie wylądował tu żaden prom kosmiczny, a oddziały nato wycofały się z bazy w 2010 roku. Dziś przyjeżdża się tu po telefony satelitarne – można je wypożyczyć za darmo, nim wyruszy się w trasę po okolicy, co ma ułatwić pracę policji i ekipom poszukiwawczym, gdyby turysta zabłądził. Połykając kilometry w drodze przez Labrador, można wpaść do Goose na kiełbaski z mięsa karibu albo na panierowane dorszowe języczki. Kiedyś było to jedzenie biedoty, a dziś elegancka przystawka w cenie trzynastu dolarów za porcję.
W Goose robi się też duże zakupy – to stąd łodzie, skutery śnieżne i lądujące na wodzie samoloty wiozą zapasy w kierunku maleńkich miejscowości położonych w mało gościnnych fiordach i zatoczkach Labradoru.
Mieszkańcy tej krainy mówią, że nigdzie na świecie nie jest się tak daleko od życia jak tutaj. Można znaleźć ścieżki, po których nikt wcześniej nie stąpał. Góry, których nikt nie zdobył. Widoki, którymi nie miał się kto zachwycać. To właśnie jest Labrador, Wielka Kraina. Tu słychać, jak rusza się Ziemia, powiadają.
Ale miasteczko, które nazywa się Szczęśliwą Doliną i Zatoką Gęsi, nie przyniosło Toby’emu Obedowi szczęścia. To tutaj Toby umarł po raz dwudziesty szósty.
Było to tuż przed dwudziestymi drugimi urodzinami, osiemnaście lat po pierwszej śmierci.

* * *
Kiedy mieszka się w maleńkiej osadzie wielorybników na dalekim Labradorze, wyprawa do Goose jest wielką odmianą. Toby wybrał się tam, żeby odwiedzić kuzyna. Dawno się nie widzieli, otworzyli butelkę. Potem przyszedł kolega:
– Co tam słychać, no to się może napijemy.
Napili się.
Resztę dopowie pielęgniarka.
– Policjanci znaleźli cię w śniegu dopiero następnego dnia. Byli przekonani, że nie żyjesz.
Toby trafił do Miller Center, placówki dla weteranów wojennych, gdzie chirurdzy, rehabilitanci, psycholodzy i protetycy holują okaleczonych ku życiu. Lekarze utrzymywali Toby’ego w śpiączce farmakologicznej przez dwa miesiące, próbując go wyciągnąć z głębokiej hipotermii.
– Udało się, ale musieliśmy cię amputować – powie nad łóżkiem pielęgniarka.
– Nie wiem, co ty do mnie mówisz, kobieto. Oddajcie mi moje nogi! Oddaj mi natychmiast moją rękę!
– Jesteś dzieckiem szczęścia, Toby. Bardzo ci współczuję.

* * *
Od tamtej nocy minęło ćwierć wieku. Wiosną 2018 roku Toby Obed ma czterdzieści siedem lat, a jego lustrem jest pięciuset Inuków z Wioski Nadziei.
Zanim przybyli tu Europejczycy (w tym portugalski władca ziemski, czyli lavrador), na tych ziemiach mieszkały rdzenne społeczności, takie jak Inuici oraz Innu. Jedni drugich przezywali „Eskimosami”: eskimo to zjadacz surowego mięsa. Termin ten przejęli biali antropolodzy i archeolodzy, dla których Eskimosi to zbiorcza, pojemna nazwa ludzi Północy: od Labradoru przez kanadyjską Arktykę i Alaskę aż po Kamczatkę.
W Europie nadal tak się mówi. Za to w Kanadzie tego języka już nie wypada używać, bo jest narzucony, dyskryminujący, krzywdzący. Mieszkańcy północnych prowincji nazywani są tu teraz tak, jak sami sobie życzą. W ich języku, czyli w inuktitut, Inuk oznacza człowieka, istotę ludzką, a inuit – ludzką społeczność.
I tak właśnie widzi ich i siebie Toby Obed – nie jak eksponaty, lecz jak ludzi.
Garnie się do nich, bo są jednocześnie jego lustrem i dowodem tożsamości, ważniejszym od kanadyjskiego paszportu.
– Cieszę się, gdy któryś sąsiad wtrąci tak przy okazji: och, Toby, zrobiłeś dokładnie taką samą minę jak twoja matka. Albo: chodzisz zupełnie jak twój ojciec, z daleka można by was pomylić. Jestem wtedy taki szczęśliwy! Bo to znaczy, że oni jednak byli – a teraz zostałem po nich ja.
Najważniejsze dla Toby’ego słowa: „Ty to jesteś cała matka”.
Kiedy Toby chce zobaczyć mamę, sięga prawą ręką do policzka. Gładka, napięta skóra, bez porów, bez jednej zmarszczki. Wysokie, mocne kości policzkowe. Nad nimi głęboko osadzone, wąziutkie oczy schowane pod grubymi, czarnymi brwiami. Włosy Toby’ego to pieprz i sól. Czarne i lśniąco białe, nic pośrodku. Gęste i sztywne, długie aż do drobnej, trójkątnej brody.
Czy takie właśnie, druciane włosy miała mama? Czy takie oczy, małe, czarne, że aż trudno odróżnić źrenicę od tęczówki?
Tego Toby nie wie.
– Nie mam żadnego zdjęcia. Nie pamiętam, jak wyglądała. Nie wiem więc, skąd jestem i po co.

* * *
Imię Tobijahu w języku hebrajskim oznacza „Jahwe jest mym skarbem”. To słowo pocieszenia dla kogoś, kto stracił wszystko i nie ma nadziei. W tradycji Starego Testamentu Tobiasz ślepnie i umęczony błaga Boga o śmierć. Ale Bóg ma wobec niego inne plany. Święta księga uczy, że wielkie cierpienie Tobiasza nie stanowi dla niego kary, lecz życzliwą próbę. Kochający Bóg najpierw zsyła męki, lecz za posłuszeństwo i lojalność przewiduje w swoim czasie nagrodę. To opowieść dydaktyczna – ciosy od losu trzeba rozumieć jako znaki od miłosiernego Boga.
Prorocze imię dała Toby’emu matka.
Dzieci miała pięcioro. Trudno było im wytrzymać w domu. Rodzice nie za dużo się nimi zajmowali. Pili. Emily i Sonny, czyli Syneczek, byli starsi mniej więcej o dziesięć lat od reszty dzieci. To oni opiekowali się maluchami: Sarą, Eliasem i Tobiasem.
Skąd w odległej wielorybniczej osadzie takie imiona?
Kiedyś to miejsce nazywało się Arvertok, co w języku Inuitów oznacza Miejsce Wielorybów. Na wieloryby polowano tu w miesiącach zimowych – Inukowie mieszkali wtedy w domach ukrytych głęboko w surowej, niegościnnej ziemi, częściowo tylko widocznych ponad jej powierzchnią. Chowali się tam przed dojmującym wiatrem, a z wiosną, gdy kończył się sezon na wieloryby i foki, przenosili się w głąb lądu. Brali ze sobą namioty z foczej skóry, szli polować na mięsodajne karibu. Schylali się po owoce, które oszczędnie wydzielała tundra, i szykowali się do przetrwania kolejnej zimy.
Ten rytm zaburzyli mieszkańcy Starego Kontynentu, pochodzący z Moraw niemieccy menonici, misjonarze z protestancką etyką pracy. Przygnał ich tu imperatyw pomnażania majątku i zapełniania kościelnej scholi. Nie rozumieli ludzi podążających niespiesznie za cyklem natury. Żarliwie pragnęli harować w trudnych warunkach w imię handlu – Europa miała wielki apetyt na naturalne, ciepłe futra. Na tym wyrosły fortuny, o których dziś mówi się w Kanadzie „stare pieniądze”. Morawscy osadnicy zachwycili się płytkimi wodami pełnymi fok i gęstymi lasami pełnymi lisów. W 1782 roku przemianowali Miejsce Wielorybów na niemieckie Hoffenthal, Wioskę Nadziei.
Przywieźli to samo, co zazwyczaj brali ze sobą ci, którzy mówili, że odkrywają nowe lądy: słowo Boże, narzędzia, broń, warzywa i choroby. Do tej pory Inukowie jedli zwierzęta – żuli surowe mięso, wysysali z kości szpik, zjadali wątrobę, nerki oraz przede wszystkim żołądki wraz z lekko nadtrawioną, zazwyczaj roślinną zawartością. Ich dieta była wysokobiałkowa, wysokotłuszczowa, pełna witamin i właściwie pozbawiona cukru. Ale pojawili się Europejczycy z marchwią, burakami i ziemniakami. Z sypkim cukrem i białą mąką. Mieszkańcy Labradoru zaczęli tracić zęby i chorować. Cukrzyca, miażdżyca, nowotwory – to też były dary, jakie przywieźli ze sobą biali osadnicy. Do dziś Labrador się po nich nie podniósł. Do dzisiaj żyje się tu średnio dziesięć lat krócej niż w innych częściach Kanady.
Menonici zdobywali te ziemie waltornią i puzonem. Biorąc Haydna i Bacha na sojuszników, wierzyli, że Inuici zachwycą się barokowymi mszami i otworzą dusze na obcego Boga. Do dziś w najmniejszej nawet osadzie można znaleźć orkiestrę dętą, grającą kantaty Bacha na pustkowiu kanadyjskiej tundry.
Misjonarze z radością dzielili się nutami, ale mówili, że ich Bogu nie podoba się, jak sypiają ze sobą gospodarze: bez sakramentu, w kilkoro, przy dzieciach. W lokalnej tradycji życiowy partner czy życiowa partnerka byli właśnie tym: wspólnikiem, osobą, dzięki której życie było znośniejsze albo w ogóle możliwe. Rodzina była przedsiębiorstwem do spraw przetrwania – a kochać ludzie chcieli się z tymi, którzy im się podobali, niekoniecznie z tymi, z którymi współpracowali, by przeżyć. Czasem pod jednym dachem mieszkało kilka rodzin, nie trzeba było chodzić daleko, by sięgnąć po ciepło i seks.
Misjonarze z Moraw przypłynęli, by oznajmić gospodarzom, że żyją oni w grzechu i obrażają Boga, który wiódł swój naród w upale przez piaszczystą pustynię. Mieszkańcy tych ziem nie rozumieli, co znaczy grzech, nie widzieli nigdy piaszczystej pustyni.
Dziś niemieckich osadników już tu nie ma – przegrali wojnę o futra z imperium handlowym Kompanii Zatoki Hudsona (Hudson’s Bay Company, hbc) i opuścili Wielką Ziemię. Zostały po nich kamienne groby, resztki drewnianych zabudowań menonickiej misji i zwyczaj nadawania biblijnych imion inuickim dzieciom. Z czasem, gdy tą częścią świata zawładnęła brytyjska monarchia, zmieniono nazwę – z Hoffenthal na Hopedale.
Niewiele więcej się tu zmieniło.
Dziś, kiedy wpływa się do Hopedale od strony zatoki, widok jest właściwie taki sam jak dwieście lat temu: niewielkie parterowe domki skupione wokół surowych, mało gościnnych wybrzeży Atlantyku. Osada leży na niemal jałowych skałach, ozdobionych gdzieniegdzie roślinnością tundry. Daleko od brzegu zaczyna się las, choć to nieodpowiednie słowo. Za Hopedale rozciąga się gęsta świerkowa puszcza, pełna zwierząt nieznających zapachu człowieka.
Nie zmienił się też taniec świateł. Tańczące Zorze, Aurorae Borealis, Światła Północy. Czasem widać je także w Hopedale. To firany, kolorowe kurtyny, wielkie migoczące płachty na niebie. Naukowcy twierdzą, że burza słoneczna rozpędza w kosmosie cząsteczki, które zderzają się z górną warstwą atmosfery, wyzwalając reakcje w polu magnetycznym Ziemi. Od długości fal zależy spektrum i barwa – zorze są tu zielone, turkusowe, żółte, czasem nawet liliowe.
Mieszkańcy mówią, że to po prostu jasność, na co dzień uwięziona w skałach Labradoru, próbuje wydostać się na świat. Kiedy na świat próbował wydostać się Toby, jasność była już na powrót zamknięta w kamieniach.
Jego matka prawdopodobnie klęczała wtedy na materacu, bo tak rodzi się tu dzieci, zgodnie z instynktem i grawitacją. Rodziła prosto na ręce położnej. Położne mają tu zresztą swoje sposoby: obwiązują rodzącą pasem foczej skóry, masują nim brzuch, i umiejętnie zaciskając, pomagają wypychać dziecko na szczycie każdego skurczu.
Toby z wielką wdzięcznością myśli o kobiecie z foczym pasem i z wytatuowanymi w czarne wzory dłońmi.
– Niech Bóg ma w opiece duszę tej, która sprowadziła mnie na świat, wprost na posłanie mojej matki. To pierwsza dobra myśl o moim życiu, wiele więcej ich nie mam.
Pierwsze wspomnienie Toby’ego: czerwone sukno munduru i równo przyszyte, błyszczące złote guziki. To wspomnienie nadal silne, bardzo żywe, jak uderzenie w brzuch. Zaczęło się zresztą od uderzenia, od walenia pięściami w drzwi.
Potem do domu weszły obce kobiety i oficer policji konnej rcmp2. Widuje się ich na kartkach z Kanady, tych stylowych, robionych na vintage. A tu nagle policjant z pocztówki stanął na progu w czerwonym mundurze i powiedział:
– Dzieci, przyszła opieka społeczna, musimy was zabrać.
Rodzice byli zaskoczeni, bo tamci przyszli bez uprzedzenia. Nie było jak się pakować, nie było jak się żegnać.
– Poszliśmy tak, jak staliśmy. Potem dowiedzieliśmy się, że w takich sytuacjach rodzice raczej nie mieli wyjścia. Za niewydanie dzieci groziły kary, w tym areszt i odebranie prawa do zasiłku, z którego żyła większość rodzin w okolicy. Czy stawialiśmy opór? Nie pamiętam. Czy płakaliśmy? Płakaliśmy wszyscy. Emily miała trzynaście lat, Sonny piętnaście, a ja tylko cztery lata. Wtedy, w 1975 roku, na progu koło butów konnego policjanta umarłem po raz pierwszy. Wsiedliśmy do małego samolotu, który mógł lądować na wodzie. Polecieliśmy jakieś dwieście kilometrów na południe, do North West River. Najpierw zabrali nas do szpitala. Tam zbadano, czy nic nam nie jest. Rutynowe oględziny: czy nie ma aktywnej infekcji, pasożytów, niedożywienia. I czy nie było krzywdy.
Nieopodal szpitala, w malowniczym świerkowym lesie, stała szkoła. Nazywała się Yale. Niektórzy studenci słynnej amerykańskiej uczelni chcieli wspierać wyprawy naukowe i badawcze na subarktyczne wybrzeża Labradoru. Czasem nawet przyjeżdżali jako „wopy”, workers without payment, pracownicy bez wynagrodzenia, albo posyłali pieniądze. To z wdzięczności za ich datki szkołę w lesie nazwano imieniem wielkiego uniwersytetu. Do dziś na stronie amerykańskiej uczelni można znaleźć informację o sponsorowaniu szkoły w North West River.
W odróżnieniu od większości kanadyjskich residential schools, czyli szkół z internatem, ta była świecka. Nigdy by nie powstała, gdyby nie misja brytyjskiego lekarza, Wilfreda Grenfella, który postanowił otoczyć mieszkańców Labradoru opieką medyczną – nowoczesną i według europejskich standardów. Zakładał punkty pielęgniarskie i proste przychodnie zarówno w trudno dostępnych osadach na lądzie, jak i na łodziach kursujących między topniejącymi krami. Czasem maszerował do pacjentów przez zamarznięte morze, wioząc ekwipunek psim zaprzęgiem. Nazywano go bohaterem, „muskularnym chrześcijaninem”, zbawcą Północy. Dostał za to szlachecki tytuł i założył dobroczynne stowarzyszenie swego imienia.
Słynne już wówczas Międzynarodowe Towarzystwo Grenfell (International Grenfell Association, iga) poszerzało swoją działalność – w północno-wschodniej części dzisiejszej Kanady inwestowało nie tylko w ochronę zdrowia, ale i w edukację. W 1926 roku w malowniczej miejscowości North West River, w samym sercu Labradoru, obok szpitala postawiono także szkołę.
O pieniądze na działalność starał się sam sir Wilfred. Choć misje działały także w Nowej Fundlandii, nazwę tej wyspy skrzętnie omijano, bo tamtejsze warunki życia były za bardzo zbliżone do tych w usa, a przez to mało egzotyczne. Więcej znaczyło hasło „Labrador”, dlatego Grenfell niestrudzenie je eksponował. Chętnie pozował do fotografii w futrzanych rękawicach i mufkach oraz w wielkich, wyszywanych zimowych butach (choć zimy spędzał zazwyczaj w ciepłym domu w Vermont albo odwiedzając znakomitych sponsorów w wielkich amerykańskich metropoliach). Był porywającym mówcą, opowieściami o biedzie Inuitów zapełniał Carnegie Hall w Nowym Jorku i Massey Hall w Toronto. W sprawie pieniędzy występował nawet dwa razy dziennie.
Na spotkaniach z przyszłymi sponsorami pokazywał fotografie inuickiego dziecka chodzącego o kulach podpisane: „Biedna osierocona kaleka z Labradoru” albo zdjęcie chłopca z zabandażowaną głową i z napisem: „Nie zapomnij ty o mnie”. Inuici i księża pracujący na miejscu protestowali: to krzywdzące i niesprawiedliwe. Ale w oczach Grenfella służyło sprawie, bo poruszało serca i otwierało portfele.
Jego organizacja zaczęła wkrótce uchodzić za plaster na wyrzuty sumienia amerykańskiej burżuazji. O szkole, do której trafi potem Toby i jego rodzeństwo, „New York Times” napisał, że to „przedsiębiorstwo miłosierdzia”. Fundusze na misje Grenfella miłosiernie zbierano na rautach w Metropolitan Opera, lunchach w najwytworniejszych nowojorskich restauracjach i podczas przyjęć ogrodowych wydawanych przez kobiety dysponujące czasem i pieniędzmi.
Wkrótce tradycją rodzinną wielu elitarnych, zasobnych domów stało się wysyłanie dorastających dzieci na wopskie misje do Labradoru – robił tak między innymi John D. Rockefeller. Ale poza pracą i czekami amerykańscy sponsorzy oferowali także pomoc materialną. Towarzystwo opłacało kosztowny transport lotniczy, a potem pracownicy misji rozpakowywali dary. Jak zanotuje w pamiętniku jedna z działających w North West River kobiet, znaczna część darowanej pościeli była w takim stanie, że ze względów sanitarnych nadawała się już tylko do spalenia.
Co do ubrań, to często po prostu wietrzono szafy. Wiele darów było nadjedzonych przez larwy i mole, zarobaczonych i spleśniałych. Na potrzeby szpitala, gospodarstwa i pracujących przy wyrębie lasu robotników dobroczynne Amerykanki słały na drugi koniec kontynentu muślinowe bluzki, pończochy, pantofle na obcasach, wiązane babcine czepce i ozdobne kapelusze. Jeśli były w wystarczająco dobrym stanie, część ubrań przerabiano na patchworki albo szyto z nich szmaciane chodniki.
Ale najczęściej po prostu rozpalano ognisko. W zamian za dary sponsorzy oczekiwali dowodów wdzięczności. Korzystający z pomocy oraz obdarowywani byli zobowiązani do świadczenia pracy (iga uważało, że pomoc bez zapłaty jest dla korzystających upokarzająca). Z Labradoru do usa i Kanady wędrowało więc rękodzieło, zdobione makaty, futrzane rękawice, kurtki i futra.
Dobroczyńcy oczekiwali informacji, co dzieje się z ich datkami. W latach 1903–1981 towarzystwo Grenfell wydawało kwartalnik „Pomiędzy Rybakami Głębokich Mórz”, w którym informowało sponsorów o swej działalności w północnych ziemiach dzisiejszej Kanady. W 1941 roku szkołę Yale położoną w świerkowym lesie z dumą opisano tam w następujący sposób: „Jest to instytucja najwyższej klasy. (...) Uczniowie z internatu mieszkają w chatach, jednej dla chłopców i jednej dla dziewcząt. (...) Każda chata ma kury i ogródek na czas wiosny i zimy, istnieje więc współzawodnictwo. Ci, którzy odwiedzają Northwest3 River oraz Hamilton, są pod ogromnym wrażeniem najlepszych manier oraz widoku ożywionych, rozpromienionych dzieci. To w ogromnej mierze zasługa szkoły”.
Uwagę gości zwracało bardzo wydajne gospodarstwo powiązane ze szkołą, które „daje odpowiednio dużo warzyw, by zaspokoić potrzeby szpitala, szkoły, a także niektórych [innych naszych – j.g.-o.] stacji w Labradorze. Latem pani Paddon razem z miejscowymi kobietami robią przetwory – z ryb, zielonych warzyw, jagód – na potrzeby szkoły i szpitala w miesiącach zimowych”.
Kto pracował na grządkach i w polu, kto pracował w chlewie i w oborze – tego się już czytelnicy nie dowiadywali.
Wkrótce z okazji półwiecza misji towarzystwo Grenfell pochwali się, że uczy inuickie dzieci „czystości, higieny, pewnych wystarczających podstaw akademickich oraz tego, jak żyć, odnosząc sukcesy w swej ojczyźnie. Dziewczęta dowiadują się, jak prowadzić gospodarstwa domowe i opiekować się dziećmi, jak odpowiednio zaplanować jadłospis; chłopcy zaś uczą się rzemiosła, rolnictwa dopasowanego do warunków Północy, poznają łodzie, maszyny, sprzęt etc., co będzie im przydatne w życiu w społecznościach subarktycznych. Internaty są prowadzone tak, jak domy, a dzieci wykonują w nich tyle pracy, ile to tylko możliwe”.
Kiedy Toby i jego rodzeństwo trafili do szkoły dumnej z pracy dzieci, mieszkało tam prawie trzystu uczniów.
Szkoła to już nie były dwie chaty, tylko trzy osobne budynki mieszkalne. W pierwszym domu umieszczano dzieci małe, od noworodka do sześciolatka. Maluchów było niewiele, trzydzieścioro, czasem czterdzieścioro.
W domu juniorów mieściło się jakieś sto, sto dwadzieścia łóżek. Mieszkały tam dzieci szkolne, między siódmym a piętnastym rokiem życia. Na dawnych fotografiach widać niezbyt okazały budynek, ledwie dwupiętrowy. Dwa skrzydła po nie więcej niż cztery okna każde. Odebrane dzieci musiały się tam jakoś stłoczyć.
Nieopodal stał jeszcze dom dla najstarszych uczniów. Tych było najwięcej, bo prawie półtorej setki. Dopiero po przejściu domu dla seniorów, jak mawia Toby, i po skończeniu szesnastu lat zezwalano na opuszczenie szkoły.
Ale do tego droga jeszcze daleka.
Na razie jest rok 1975, a mali Obedowie po badaniu fizykalnym, bez rodziców i bez prawa do zadawania pytań stoją przed osobnymi wejściami do budynków, w których zostaną zamknięci na najbliższych pięć lat.
– Oczywiście rozdzielili nas, moje rodzeństwo było z innej kategorii wiekowej. Nie rozumiałem tego. Jeszcze rano miałem rodzinę, a teraz nagle zostałem sam, choć miałem tylko cztery lata. Wszystkiego, co wiem o życiu, nauczyłem się tam, w internacie, w domu dla juniorów w North West River. To były lekcje obowiązkowe, których nie chciałem. Arytmetyka czy gramatyka były najmniej istotne, przede wszystkim trzeba było się w miarę szybko nauczyć i orientować, kto jest przyjacielem, a kogo należy unikać. Dokąd i którędy chadzać, a za jakie drzwi przenigdy nie zaglądać. Co wolno powiedzieć, a o czym całymi latami milczeć. Byłem przedszkolakiem, kiedy zrozumiałem, że tak jak bezwiednie i automatycznie oddycham, tak samo muszę bezustannie i odruchowo upewniać się, czy jestem bezpieczny. Bez przerwy sprawdzałem, czy nic mi nie grozi. W takich okolicznościach alarm wyje w głowie przez cały czas.
Toby Obed, Kanadyjczyk z Labradoru, nie mówi o sobie, że jest absolwentem szkoły Yale, prowadzonej w North West River przez organizację charytatywną Grenfell.
Mówi:
– Jestem ocaleńcem. Przeżyłem, utrzymałem się przy życiu.

* * *
O tym, co działo się w szkole, Toby opowiada, jakby odskoczyła jakaś sprężyna, jakby otworzyła się szuflada z teczkami puchnącymi od policyjnej dokumentacji. Mówi i mówi, spokojnie, metodycznie, jakby relacjonował coś, co zdarzyło się komuś innemu. Nie przestaje przez blisko dwie godziny.
W przedszkolno-szkolnych wspomnieniach Toby’ego Obeda niewiele jest ćwiczeń z kaligrafii, nauki budowania łodzi albo nawet obowiązkowej pracy w oborze. Powtarzają się za to następujące słowa klucze:
świst, wizg, trzask (tak śmigał bat);
język, akcent, bicie (za mówienie w inuktitut należało się lanie);
komórka, ciemność, głód (triada, która obezwładni każde dziecko, bez wyjątku).
Dowiaduję się od Toby’ego, że posikać się ze strachu to żadna przenośnia.
W jego wspomnieniach wyróżnia się jedna wiodąca osoba: nauczycielka, Miss Devil, Panna Diabeł.
– Kazała nam patrzeć – mówi Toby. – Nie chciałem, ale żadnemu dziecku nie wolno było odwrócić buzi.
Swoje szkolne lata Toby podsumowuje tak:
– Dorośli na zewnątrz wiedzieli. Nic z tym nie zrobili.

* * *
Kiedy Toby wspomina szkołę, opowiada obrazami pełnymi szczegółów – choć to wszystko zdarzyło się ponad czterdzieści lat temu. Opowiada o poszczególnych dniach, konkretnych nocach, ale też o tym, co wyniósł w dorosłość ze szkoły Yale.
– Wciąż się bałem, co znów mi zrobią. Potem już całe życie wyczekiwaliśmy, skąd padnie cios. Całe życie na czworakach, skuleni. Szkoła minęła, ale skulenie nie.
Do dziś Toby zadaje sobie pytanie, czy przypadkiem nie zasłużył na karę. Czy odgadł, czego się od niego wymaga? Czy robi, co mu każą? Czy odezwał się, jak trzeba, czy odszedł w porę, czy może znów sobie z czymś nie poradził?
Co teraz ze mną zrobią? Co mnie za to spotka? – te pytania zapierały dech w piersi i wtedy, w szkole, kiedy Toby miał cztery lata – i na łóżku, w białej pościeli, kiedy pielęgniarka powiedziała, że go amputowano.
To, co działo się w drewnianych ścianach Grenfell, było straszne – z czasem stało się jednak normą. Ale nie dawało się przywyknąć, że wokół nie ma nikogo, komu można by o tym opowiedzieć. I kogo można by poprosić nawet nie o ratunek, nie o interwencję, bo na to dzieci już nie liczyły, ale choćby o otuchę.
Toby nie wiedział, że jego imię zawiera pocieszenie dla tych, którzy nic nie mają. Czekał zmiłowania, które latami nie nadchodziło. Nie miał też poczucia, żeby był dla kogokolwiek skarbem.
– Masz cztery lata, potem sześć, dziesięć i wiesz, że nikogo, ale to nikogo nie obchodzisz.
Rozumiał tyle, że jest niepotrzebny i urodził się na marne. Że nikt go nie uratuje, że nie da się dla niego nic zrobić i musi być, jak jest.

* * *

Joanna Gierak-Onoszko „27 śmierci Toby’ego Obeda”, Dowody na Istnienie

maja 22, 2019

Booknet (103): Okołoliterackie materiały tygodnia - do posłuchania i poczytania

Booknet (103): Okołoliterackie materiały tygodnia - do posłuchania i poczytania


Do poczytania po polsku:


"Serotonina" Michela Houellebecqa. Najgłośniejsza książka roku to niesłychanie zabawna powieść o depresji [ORLIŃSKI]

"Serotonina" jest tragikomedią romantyczną, która, owszem, w tle ma zagładę Unii Europejskiej. Na pierwszym planie jest tu jednak miłość.

Warszawskie Targi Książki 2019 w pigułce: co, gdzie, kiedy?


10. Warszawskie Targi Książki odbędą się w dniach 23-26 maja na Stadionie Narodowym.

Jest potrzeba, by świat znów był zaczarowany


W 1983 r. na działkach w Oławie Kazimierzowi Domańskiemu rzekomo objawiła się Matka Boska. Działkowiec zbudował w swojej altance ołtarzyk i zawiadomił miejscowego proboszcza. Po nagłośnieniu sprawy przez lokalne media zaczęły przybywać tutaj setki ludzi

Apel nominowanych poetów, którzy podzielili się nagrodą Silesiusa. Prezydent Wrocławia reaguje


Podczas wczorajszej gali Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius doszło do bezprecedensowej sytuacji. Trzech poetów nominowanych do Silesiusa w kategorii „debiut” – Maciej Bobula, Michał Domagalski i Jan Rojewski – oświadczyło, że w geście solidarności chcą podzielić pomiędzy siebie nagrodę w wysokości 20 000 złotych. Dzisiaj prezydent Wrocławia Jacek Sutryk doceniając ten gest i rozumiejąc trudną sytuację, w jakiej znajduje się wielu twórców kultury, zwiększył każdemu z nich kwotę nagrody o równowartość mediany zarobków w Polsce (2500 złotych).

Poznaj gości 8. edycji Festiwalu Miłosza!

Już między 6 a 9 czerwca Festiwal Miłosza będzie gościł wyjątkowych poetów i poetki z Polski i zagranicy. W tegorocznym centrum festiwalowym, Narodowym Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej, w księgarniach festiwalowych, kawiarniach i klubach, w których poezja będzie w te dni najważniejsza – wszędzie tam brzmieć będzie poetycki wielogłos naszych gości. Dzisiaj prezentujemy ich sylwetki i twórczość i przypominamy, że największy festiwal poetycki w tej części Europy jest tuż za rogiem!

W cieniu zakwitających wujaszków

Weronika Murek: pisarka: Polska kultura jest dosyć zwujowiała, a nawet wujowa w swojej esencji. To wujek okazywał się zazwyczaj najbardziej przystępną częścią naszej symbolicznej, polskiej rodziny.

Do posłuchania:

Gdzie zaczyna się puszcza. Anna Romaniuk o skomplikowanej historii Białowieży i Podlasia


Anna Romaniuk, historyczka literatury, krytyczka, członkini jury Nagrody Literackiej m. st. Warszawy, na co dzień szefowa Zakładu Rękopisów Biblioteki Narodowej, napisała książkę o miłości do miejsca, w którym zaczyna się Puszcza Białowieska. To Orzeszkowo, wioska, w której wraz z rodziną zamieszkała w domu pamiętającym połowę ubiegłego wieku.


Król Maciuś w Radiu Książki. Jak Korczak uczył i wciąż uczy demokracji

W Radiu Książki rozmowa o Korczaku i jego - wydanej w 1922 roku - powieści "Król Maciuś Pierwszy". To historia chłopca, który po nagłej śmierci ojca przejmuje władzę w królestwie. O dziedzictwie Korczaka, jego myśli i twórczości opowiadają Michałowi Nogasiowi - Anna Czerwińska i Tamara Sztyma kuratorki wystawy "W Polsce Króla Maciusia", którą do 1 lipca oglądać można w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie.

Do poczytania po angielsku:


Will Translated Fiction Ever Really Break Through?

May kicks off with the 15th annual PEN World Voices Festival, when international authors take over New York for a week of panels and events, and ends with the announcement of the 2019 Man Booker International Prize. In celebration of a month replete with world literature, Vulture has a roundup of 15 recent translations you should definitely read; an encounter with one of the most exciting young novelists writing today; and, below, thoughts from Open Letter publisher Chad Post about “the 3 percent problem” — the challenge of publishing (and getting Americans to read) books from other places.

Morris and 81-year-old debut novelist shortlisted for SoA awards

Bestselling author Heather Morris and 81-year-old debut novelist Norma MacMaster have been shortlisted for the Society of Authors' Awards. 
The SoA revealed the shortlists for the Betty Trask, McKitterick, Somerset Maugham, ALCS Tom-Gallon Trust awards and the inaugural Paul Torday Memorial Prize today (Wednesday 15th May). Broadcaster and journalist, Sally Magnusson and debut author Anne Youngson have been shortlisted for two prizes.

Gabriel García Márquez on Life in 1950s Paris

I came to Paris for the first time one freezing December night in 1955. I arrived by train from Rome to a station decked out with Christmas lights, and the first thing that caught my attention were the couples who kissed each other everywhere. On the train, in the metro, in cafés, on elevators, the first postwar generation threw themselves with all their energy into the public consumption of love, which was still the only cheap pleasure after the disaster. They kissed in the middle of the street, with no worries about hindering pedestrians, who moved aside without looking at them or paying any attention, as we do with stray dogs that hang onto each other, making puppies in the middle of the town square. Those outdoor kisses were not frequent in Rome—which was the first European city I’d lived in—nor, of course, in the misty and prudish Bogotá of those days, where it was even difficult to kiss in bedrooms.

 How the Hell Has Danielle Steel Managed to Write 179 Books?


There's a sign in Danielle Steel's office that reads, "There are no miracles. There is only discipline." It's a dutiful message, and yet the sheer amount that Steel has accomplished in her five-decade career does seem like the stuff of dreams.

*****************
Chcesz być na bieżąco? Polub bloga na Facebooku!

Zdjęcie: Unsplash

maja 21, 2019

10 wydarzeń, które już w ten weekend odbędą się na Warszawskich Targach Książki

10 wydarzeń, które już w ten weekend odbędą się na Warszawskich Targach Książki

Sobota 25 maja


10.00-19.00     
Dzień Reportażu na 10. Warszawskich Targach Książki

Przez cały dzień czytelnicy będą mogli tu zdobyć w promocyjnych cenach reportaże tegorocznych finalistów Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literacki, a po każdym spotkaniu – także autografy autorów.
Organizator: Miasto Stołeczne Warszawa, „Gazeta Wyborcza”
Miejsce: Sala Londyn A

10.00–19.00    
Wystawa komiksu rumuńskiego 2019

Na wystawę komiksu rumuńskiego składają się prace znanych w Rumunii i za granicą ilustratorów, twórców komiksu i animacji. Polska publiczność może zapoznać się z szerokim wyborem stylów, motywów, tematów i sposobów ich potraktowania. Pomimo ich różnorodności, łączy je i przenika przyjemność jaką autorzy czerpią ze snucia wizualnych opowieści w sposób właściwy dla sztuki komiksu.
Artyści: Xenia Pamfil, Ileana Surducan, Maria Surducan, Anna Júlia Benczédi, Adrian Barbu, Gabriel Rusu
Organizator: Rumunia – Gość Honorowy
Miejsce: strefa autografów autorów komiksu (21/H)

11.00–12.00    
Jarosław Mikołajewski – spotkanie z autorem książki „Szpitalne”

Jarosław Mikołajewski (1960) poeta, eseista „ Szpitalne”, reporter, autor książek dla dzieci „ O trzech pierścieniach”, „ Wędrówka Nabu”, „ Kreska i Kropek” , tłumacz literatury włoskiej  (C. Pavese, G. Ungaretti, P.Levi,  S.Quasimodo), najnowszy tom „ Ziemia Święta. La Terra Santa” Alda Merini.
Organizator: AUSTERIA Wydawnictwo Kraków Budapeszt Syrakuzy
Miejsce: stoisko 241/V

13.00–14.00    
Joanna Ostrowska podpisuje książkę „Przemilczane”

Organizator: Wydawnictwo MARGINESY
Miejsce: stoisko 55/D8


13.00–14.00       
Dr. Karolina Szymaniak - spotkanie z autorką książki pt. " Moja dzika koza. Antologia poetek jidysz"

Karolina Szymaniak (ur. 1981) – literaturoznawczyni, tłumaczka, lektorka języka jidysz. Adiunkt w Żydowskim Instytucie Historycznym oraz w Katedrze Judaistyki Uniwersytetu Wrocławskiego, współpracowniczka Centrum Kultury Jidysz. Członkini władz Polskiego Towarzystwa Studiów Jidyszystycznych. W latach 2010–2015 redaktorka naczelna „Cwiszn”. Zajmuje się żydowskimi modernizmami przed i po Zagładzie, literaturą pisaną przez kobiety, politykami pamięci, żydowsko-polskim kontaktem kulturowym. Konsultantka wystawy głównej w muzeum POLIN. Wydała m.in. Warszawska awangarda jidysz. Antologia tekstów (red.); Być agentem wiecznej idei. Przemiany poglądów estetycznych Debory Vogel; Dialog poetów (współred.); Rachela Auerbach, Pisma z getta warszawskiego (red.). Wykładała w Berlinie, Paryżu, Strasburgu, Warszawie, Wrocławiu, Wilnie. Stypendystka MEN, Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej, YIVO Institute for Jewish Research i in. Laureatka Nagrody Historycznej „Polityki” (2016, kategoria: Edycja źródeł).
Organizator: AUSTERIA Wydawnictwo Kraków Budapeszt Syrakuzy
Miejsce: stoisko 241/V

16.30–17.30    
Spotkanie z autorkami debiutanckich książek z serii reporterskiej, Dorotą Brauntsch i Joanną Gierak-Onoszko

Prowadzenie: Mariusz Szczygieł
Organizator: Dowody Na Istnienie
Miejsce: Sala Paryż A

Niedziela, 26 maja


10.00–11.00    
Spotkanie z Ewą Winnicką, autorką książki „Zbuntowany Nowy Jork”

Organizator: ZNAK Wydawnictwo
Miejsce: stoisko 63/D9

11.00–12.00    
Spotkanie z Jakubem Małeckim

Tego autora nie trzeba nikomu przedstawiać. Czytelników dobrej, polskiej literatury pięknej czeka jedno z ważniejszych spotkań. Na Targach nadarza się bowiem okazja porozmawiać z Kubą, autorem dziewięciu książek, m.in. bestsellerowego „Dygotu”, „Rdzy” oraz „Śladów”, nominowanych do Nagrody Literackiej „Nike”. Za powieść „Dygot” nominowany był do Nagrody Literackiej Europy Środkowej Angelus i Poznańskiej Nagrody Literackiej oraz został laureatem Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego (Złote Wyróżnienie). Za „Ślady” został nominowany do Nagrody Literackiej „Nike” 2017. Jego ostatnia książka to „Nikt nie idzie” (2018). Lista nagród na jego półce stale rośnie, ale warto wspomnieć, że Kuba jest przemiłym człowiekiem, z którym warto przybić piątkę.
Organizator: Wydawnictwo SQN
Miejsce: stoisko 161/D15

11.00–12.00    
Spotkanie z Jackiem Hugo-Baderem w ramach jubileuszowych spotkań 10. Warszawskich Targów Książki

Reporter „Gazety Wyborczej”. Uwielbia Rosję i byłe kraje Sojuza, w których w sumie spędził prawie cztery lata. Na rowerze pokonał całą Azję Środkową, pustynię Gobi, Chiny, Tybet, góry Pamir, a jezioro Bajkał przepłynął kajakiem. W zimie 2007 roku samotnie odbył podróż samochodową z Moskwy do Władywostoku, a Biała gorączka jest relacją z tej wielomiesięcznej włóczęgi ruskim łazikiem. W 2011 roku ukazały się jego „Dzienniki kołymskie”, owoc – także samotnej – tym razem autostopowej podróży na Kołymę. Jest również autorem książek „Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak” oraz „W rajskiej dolinie wśród zielska”, nominowanej do Nagrody Literackiej Nike, a także współautorem filmów dokumentalnych „Jacek Hugo-Bader. Korespondent z Polszy” oraz „Ślad po mezuzie”. Dwukrotnie uhonorowany nagrodą Grand Press i głównymi nagrodami Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Jego przedostatnia książka „Skucha” była nominowana do Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej i Nagrody Literackiej Nike, a także uznana przez „Magazyn Literacki Książki” za najlepszą książkę reportażową 2016 roku. Jego ostatnia książka „Audyt” ukazała się w 2018 roku.
Organizator: Warszawskie Targi Książki, Wydawnictwo AGORA
Miejsce: Kanapa Literacka – scena główna

12.00–13.00    
Spotkanie z Sylwią Chutnik w ramach jubileuszowych spotkań 10. Warszawskich Targów Książki

Pisarka, kulturoznawczyni, działaczka społeczna, autorka powieści „Kieszonkowy Atlas Kobiet” (Ha!Art 2008), „Dzidzia” ( Świat Książki 2009), „Cwaniary” (Świat Książki 2012), „Jolanta” (Znak 2015). „Smutek cinkciarza” (Od Deski do Deski 2016) oraz książki historycznej „Warszawa Kobiet” (Biblioteka Polityki 2011) , bajki dla dzieci „Nieśmiałek” (Muza 2015) „Dino Bambino” (Wytwórnia 2018), zbioru felietonów „Mama  ma zawsze rację” (Mamania 2012), zbioru opowiadań „Proszę wejść. Więzienie, historie nieprawdziwe” (Nowy Teatr 2012) i „W krainie czarów” (Znak 2014), rozmów „Kobiety, które walczą. Rozmowy z kobietami uprawiającymi sporty walki” (GW Foksal 2017).
Laureatka Paszportów Polityki 2008 (literatura). Trzykrotnie nominowana do Nagrody Nike (w 2009, 2012 i 2015 roku). Jej książki i opowiadania zostały przetłumaczone i wydane w Niemczech, Rosji, Czechach, Słowacji, Węgrzech, Chorwacji, Ameryce Północnej, Serbii i na Litwie.
Organizator: Warszawskie Targi Książki
Miejsce: Kanapa Literacka – scena główna

maja 17, 2019

Powieść: Między falami

Powieść: Między falami



Początek książce „Między falami” Sary Moss dała historia z życia pisarki. Pewnego ranka, gdy szykowała dzieciom śniadanie do szkoły, dziennikarz radia BBC połączył się z reporterem w Syrii, gdzie w nocy zbombardowano dziecięcy szpital. Usłyszała rozpacz w głosie ojca krzyczącego „Gdzie jest świat? Dlaczego was to nie obchodzi?”. Ją obeszło, ale nie wiedziała co może z tym zrobić. Wiele godzin później, kiedy dzieci wróciły ze szkoły, z ekscytacją opowiedziały Sarze o helikopterze, który wylądował na boisku, ponieważ chłopiec grający w piłkę złamał nogę. „Po jednej stronie morza helikoptery ratują dzieci ze złamaną nogą; po drugiej służą do bombardowania szpitali. Nie mogłam sobie z tym poradzić” - powiedziała Sarah Moss w rozmowie z Natalią Szostak i Justyną Suchecką. Później napisała książkę.

Jest w tej książce kilka wątków, ale najważniejszy należy do rodziny, która dowiaduje się, że ich ukochana 15 letnia Miriam przestała oddychać. Po tym jak dziewczyna zemdlała w szkole i została przewieziona do szpitala, okazało się, że jej serce stanęło. Powieść „Między falami” jest jednak nie tyle o dramatycznym dla rodziców doświadczeniu choroby dziecka i strachu o jego życie, co o radzeniu sobie z nim. O życiu po wypadku, walce o dawną codzienność i odbudowie rodziny. Jest o próbach, jakie podejmujemy by poradzić sobie z czymś szalenie trudnym. Kiedy mimo przerażenia próbujemy żyć normalnie. Ale kiedy nikt już nie patrzy, podchodzimy pod drzwi bliskiej osoby, nasłuchujemy oddechu i upewniamy się, że nadal jest z nami.

Historia opowiadana jest z perspektywy ojca - Adama. Podczas kiedy jego żona zarabia pieniądze jako lekarka, on opiekuje się domem. To na jego barkach spoczywa wiele obowiązków tradycyjnie przypisywanych kobietom. Gotuje, sprząta, pierze, robi zakupy, zmywa, zajmuje się dziećmi – dwiema córkami. Kiedy jedna ląduje w szpitalu, druga nie bardzo rozumie czemu też nie może przestać chodzić do szkoły. Adam pracuje na uczelni, ale jego praca jest czymś dorywczym. Kiedy więc późnym wieczorem żona wraca ze szpitala wypompowana, może mieć pewność, że kolacja będzie już na nią czekać.

Powierzenie obowiązków domowych mężczyźnie to zabieg, który Sarah Moss zastosowała z pełną premedytacją. Tak właśnie wyglądał w pewnym okresie jej dom, do którego to ona przynosiła pieniądze, podczas gdy mąż wypiekał babeczki. Także wielu jej znajomych podzieliło się obowiązkami w podobny sposób. Zauważyła, że choć w Wielkiej Brytanii analogiczne układy są coraz częstsze, a ludzie przestają widzieć w nich cokolwiek niezwykłego,  to w kulturze i popkulturze reprezentacji takich związków wciąż brakuje.

Z wątkiem rodziny pogrążonej w kryzysie, przepleciona jest także opowieść o ojcu Adama – starszym mężczyźnie, Żydzie, który opuścił Europę i odnalazł się w hipisowskiej komunie w Stanach Zjednoczonych. Jest też wątek zniszczonej bombami katedry w Coventry. O niej swoją pracę naukową pisze Adam. O zniszczeniach wśród zniszczeń. A autorka przypomina, że jeszcze tak niedawno, to na naszych ziemiach toczyła się wojna.

Sporo w tej książce wątków autobiograficznych. Żydowskie pochodzenie ojca Adama odpowiada pochodzeniu rodziców jej ojca, którzy jako żydowscy uchodźcy opuścili Litwę. Coventry, miasto pięknej katedry, to obecnie miejsce, w którym mieści się dom pisarki. W pewnych aspektach Moss pisała o tym, co zna. To, czego nie znała, zapragnęła zrozumieć. A wszystko opisała niezwykle pięknym językiem.

Sarah Moss, „Między falami”, Wydawnictwo Poznańskie 2018

maja 15, 2019

Booknet (102): Okołoliterackie materiały tygodnia

Booknet (102): Okołoliterackie materiały tygodnia

Nie żyje nagi księgarz z Arizony

Miasteczko Quartzsite w Arizonie (Stany Zjednoczone) straciło jeden ze swoich żywych symboli. 7 maja w nocy, po ciężkiej chorobie, zmarł Paul Winer, znany też pod pseudonimem Sweet Pie – prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który przez blisko trzy dekady sprzedawał książki, obsługując klientów nago. Miał 75 lat.

Chińscy projektanci przerobili stary rower na mobilną bibliotekę przypominającą biedronkę

Mieszczące się w Pekinie studio architektoniczne i projektowe Luo Yujie Studio wpadło na pomysł, jak można wykorzystać stare, porzucone rowery i inne odpady przemysłowe. Na ich bazie zbudowano prototyp mobilnej biblioteki przypominającej biedronkę.

15 powieści w 15 lat, prawie milion sprzedanych egzemplarzy. Czy Rafał Kosik powtórzy sukces "Felixa, Neta i Niki" z innymi bohaterami?

James Bond połączony z Harrym Potterem, przyprawiony Lemem, w młodzieżowym wydaniu. Rafał Kosik nie znalazł nowego modelu powieści młodzieżowej, ale idealnie wykorzystał istniejące, dobrze sprawdzone wzorce.


Bukiniści wracają nad Wisłę

Z początkiem maja na taras pawilonu Powiśle 11 wracają Bukiniści nad Wisłą. Inspirowany tradycją znad Sekwany kiermasz książki potrwa w pogodne weekendy od 4 maja do 29 września. Nie zabraknie okazji do rozmowy o książkach – przed kawiarnią Metaforma czeka nas cykl prowadzonych przez Marcina Wilka spotkań, których bohaterami i bohaterkami będą mniej lub bardziej znane, ale bez wyjątku ciekawe postaci XX-wiecznego polskiego i krakowskiego życia literackiego. W dobie wszechobecnego pędu za nowością zwracamy się ku klasyce!

"Domy bezdomne" – fotografie Doroty Brauntsch

Książka "Domy bezdomne" Doroty Brauntsch (wyd. Dowody na istnienie, 2019) to opowieść o cegle, kulturze chłopskiej, przemianie Górnego Śląska i o tym, czym jest dom. I jeszcze o idealistach, którzy próbują ocalić przeszłość. 

Zuzanna Ginczanka superstar. Czy zamordowana 75 lat temu poetka stanie się ikoną polskiej kultury?

Bała się chodzić na uniwersytet, nie wiedziała, czy studenci nie wyrzucą jej przez okno. Ale długo myślała, że to nie jest prawdziwa Polska. Śmiała się, gdy Gombrowicz powiedział, że na okoliczność zbliżającej się wojny powinna się zaopatrzyć w truciznę.

Jurata, wyblakła perła Bałtyku. Co stało się z mekką gwiazd, artystów i polityków?

Nasi dziadkowie mieli wiele marzeń. Jednym z nich było wybudowanie kurortu symbolizującego otwarcie odrodzonej Polski na świat. Nowoczesnego, pełnego splendoru, jak z amerykańskiego filmu. O historii Juraty opowiada Anna Tomiak, autorka książki "Jurata. Cały ten szpas".

*****************
Chcesz być na bieżąco? Polub bloga na Facebooku!

Zdjęcie: Unsplash

maja 10, 2019

Moje odkrycie: Wydawnictwo Wolno

Moje odkrycie: Wydawnictwo Wolno
Iwona Chmielewska, fot. M. Kutc

Co prawda większość Polek i Polaków wciąż nie jest przekonana do czytania, ale prężnie działający rynek wydawniczy wciąż zadziwia. Duże wydawnictwa wydają coraz więcej książek, a małe wciąż powstają. Także te niszowe. Znać je wszystkie nie sposób, dlatego od czasu do czasu odkrywam nowe perełki. W tamtym roku było to Wydawnictwo w Podwórku, w tym jest Wolno.

Wydawnictwo Wolno powstało w 2017 roku i specjalizuje się w książkach artystycznych – zarówno dla dużych jak i małych czytelników. Książki zaskakują swoją treścią i formą. Kryją niespodzianki. Urzekają pięknymi ilustracjami. Bawią i poruszają. Ich otwieranie i rozkładanie, czytanie i oglądanie, to prawdziwa przygoda.

Moja przygoda z Wolno dopiero się zaczyna, ale już teraz mogę z czystym sumieniem polecić trzy tytułu. Jeden dla dzieci i dwa dla dorosłych.



1. „Kołysanka na cztery” Iwona Chmielewska 
Magiczny picture book, który zabiera nas wprost w objęcia Morfeusza. Iwona Chmielewska zaprasza nas w nim do pewnego pokoiku, który właśnie przygotowuje się do snu. W czterech kątach, wraz z dzieckiem, z dniem żegnają się jego zabawki i pies. „Psie łapy wreszcie odpoczywają – raz, dwa, trzy, cztery”.  Mieszkanie milknie, przedmioty zatrzymują się. Liczymy do czterech i śpimy. Delikatne kolory nikną. Pokój zapada w sen.

2. „Koty. Podręcznik użytkownika” Pola Dwurnik i Tomasz Majeran
Bardzo ciekawa i przewrotna książka! Niektóre literackie pierwowzory, do których w swoich wierszach odnosi się Tomasz Majeran, zdecydowanie zaskakują. A obok poezji świetne rysunki Poli Dwurnik. Całość składa się na intrygujący portret kociego życia. Autorzy serwują nam dziewiętnaście lekcji, więc sporo możemy się od nich nauczyć. I to nie tylko o kotach. Także humoru. Relacje człowieka ze zwierzęciem wymagają w końcu czasem nieco dystansu.

3. „Obie” Justyna Bargielska i Iwona Chmielewska
Kolejny zachwycający picture book, dla tych, którzy zamiast czytać książki wolą je doświadczać. Autorki - poetka i artystka - zabierają nas w głąb lasu i w głąb matczynego serca. Złamanego, uszczkniętego przez dziecko. Ich niezwykła, oszczędna a jednocześnie bogata, pełna symboli opowieść,  to portret emocji matki. Historia lęku, smutku, bólu, oczekiwań i szczęścia. Zaskakująca i poruszająca.

maja 10, 2019

Booknet (101): Okołoliterackie materiały tygodnia - do posłuchania i poczytania

Booknet (101): Okołoliterackie materiały tygodnia - do posłuchania i poczytania



Do posłuchania:

Jak wyglądało codzienne życie rodziny Konwickich? Maria Konwicka w Radiu Książki

- Od końca lat 70. do roku 2010 mieszkałam i pracowałam w Stanach Zjednoczonych, w ogóle nie myślałam wtedy o napisaniu wspomnień poświęconych mojej rodzinie. Po powrocie opiekowałam się tatą, który całkowicie mnie zdominował swoją energią. Dlatego taka myśl też nie przyszła mi do głowy - wyjaśnia w rozmowie z Michałem Nogasiem Maria Konwicka, córka Tadeusza i Danuty, znakomitej graficzki, ilustratorki, siostry Jana Lenicy.

Dlaczego niechętnie witamy uchodźców? Iza Klementowska w Radiu Książki

Co takiego się stało, że w ciągu kilku lat Polacy diametralnie zmienili swój stosunek do uchodźców? Dlaczego niegdyś tak chętnie pomagaliśmy prześladowanym Czeczenom, a dziś ludzie, którzy wyglądają inaczej niż my, używają innego języka, wierzą w innego Boga, często spotykają się z niezrozumieniem, niechęcią i agresją - słowną lub fizyczną?


Do poczytania:

Jak zwierzę

Nie czytać tygodniami albo miesiącami, nie czytać z pełną świadomością nieczytania. Namawiam was, umiłowani logosferzanie, do okresowego uzwierzęcenia

„Cała prawda o Szekspirze” – film Kennetha Branagha opowiadający o ostatnich trzech latach życia Wielkiego Barda od piątku w kinach

3 maja na ekrany polskich kin wchodzi film „Cała prawda o Szekspirze” w reżyserii Kennetha Branagha. Jest to portret ostatnich trzech lat życia Williama Szekspira, kiedy to artysta opuścił Londyn, by wrócić na łono rodziny w Stratford nad rzeką Avon. Twórcy filmu przedstawiają wydarzenia z życia Wielkiego Barda, które są powszechnie znane, ale także – na podstawie pochodzącej z tamtego okresu twórczości Szekspira – próbują wypełnić luki w jego biografii.

Gdzie są te koty?

Znacie opowiadanie „Cat Person”, które ukazało się w grudniu 2017 roku w „New Yorkerze”? Na stronie magazynu zostało przeczytane ponad 2 miliony razy i wywołało burzliwą dyskusję. Teraz po polsku ukazuje się zbiór opowiadań jego autorki.

Brene Brown: Drugą stroną radości, zaangażowania, miłości etc. zawsze są porażki i wstyd

Brene Brown oscyluje wokoło stand-upu, kazania i naukowego wykładu. I za tę mieszankę kochają ją te miliony, które kliknęły "odtwórz" w okienku przeglądarki, by przypomnieć sobie, że warto być odważnym, co w języku dr Brown oznacza: podatnym na zranienia, otwartym na porażkę i wrażliwym.

Amerykańska pisarka Jesmyn Ward: Ludzie otwarcie przyznają, że nie wierzą w to, że istniało niewolnictwo

"Ten kraj nie byłby potęgą, gdyby najpierw nie zabito rdzennych mieszkańców, a następnie dekadami nie eksploatowano sprowadzanych tu nowych, czarnoskórych. To supermocarstwo zbudowane na krwi". Rozmowa z Jesmyn Ward, autorką "Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie".

Chłopczyk pożegnał się z własnym pokojem, psem, zabawkami. Rodzice zaraz znikną za zakrętem. Przez dziesięć lat nikt go nie przytuli


"Dziecko wie, że posłanie go do boarding school to wyróżnienie, ale też - że na wysokie czesne rodzice muszą ciężko pracować. Ma poczucie winy i czuje, że nie było wystarczająco dobre, żeby rodzice chcieli je zostawić przy sobie". Przeczytaj rozdział książki "Komu bije Big Ben" Mileny Rachid Chehab o tym, jak wychowuje się dzieci w elitarnych angielskich szkołach z internatem.

*****************
Chcesz być na bieżąco? Polub bloga na Facebooku!

Zdjęcie: Unsplash

maja 04, 2019

Książkowe nowości maja – TOP 6

Książkowe nowości maja – TOP 6
Fot. Unsplash

W maju jak zwykle urodzaj. Wśród wielu ciekawie zapowiadających się premier wybrałam dla siebie aż sześć. W tym roku to rekordowo dużo!

“Raban! O Kościele nie z tej ziemi”,  Mirosław Wlekły, Agora

Opis wydawcy:  Istnieje na świecie Kościół, który się Polakom w głowie nie mieści. Świątynie prowadzone przez kobiety na brazylijskiej prowincji, kardynał odprawiający mszę dla gejów i lesbijek w Londynie, wspólna wigilia dla chrześcijan i muzułmanów w Brukseli, żonaci księża w Czechach, kapłani mieszkający w slumsach Argentyny, zakonnik broniący współczesnych niewolników… oto Kościół tych, którzy biorą sobie do serca słynne wezwanie papieża Franciszka „Róbcie raban!”.
Na poszukiwanie niepokornych katolików, rycerzy Bergoglia, wyruszył Mirosław Wlekły, autor głośnej biografii „Tu byłem. Tony Halik” – przemierzył świat od Argentyny po Birmę, Brazylii po Liban, Dominikany po Anglię.  Ale „Raban!” to nie tylko awanturnicza opowieść o zmianie w Kościele i próbie powrotu do źródeł chrześcijaństwa. To także swoisty raport o stanie świata: od biedy po ekologię oraz o harcie ducha i miłości, które na „peryferiach świata” ważą więcej. I lektura, po której zadamy pytanie: czy kiedyś będziemy gotowi na raban w polskim Kościele? A nade wszystko to zbiór reportaży najwyższej próby jednego z najzdolniejszych polskich reporterów młodego pokolenia.

„27 śmierci Toby’ego Obeda”, Joanna Gierak-Onoszko, Dowody na Istnienie

Opis wydawcy: To też jest Kanada: siedem zapałek w słoiku, sny o czubkach drzew, powiewające na wietrze czerwone suknie, dzieci odbierane rodzicom o świcie. I ludzie, którzy nie mówią, że są absolwentami szkół z internatem. Mówią: jesteśmy ocaleńcami. Przetrwaliśmy.
– Zniszczono cały nasz naród. Nigdyśmy się nie podnieśli. W Europie ekscytujecie się modą na Kanadę, bo patrzycie na nią przez kolorowe skarpetki naszego nowoczesnego premiera. Ale prawda mniej się nadaje do lajkowania – powiedział autorce jeden z bohaterów tej książki.
Joanna Gierak-Onoszko spędziła w Kanadzie dwa lata, sprawdzając, co ukryto pod tamtejszą kulturową mozaiką. W swoim reportażu autorka kreśli obraz Kanady, który burzy nasze wyobrażenia o tym kraju.
Dlaczego Kanada ściąga dziś z pomników i banknotów swoich dawnych bohaterów? Jak to możliwe, że odbierano tam dzieci rodzicom? Czyja ręka temu błogosławiła?

„Tamara Łempicka. Sztuka i skandal”, Laura Claridge, Marginesy

Opis wydawcy: Jedna z najwyrazistszych malarek dwudziestego wieku. I zarazem jedna z najbardziej przemilczanych. Tamara Łempicka, płacąc ciałem za wolność swoją i męża, uciekła przed rewolucją październikową do Paryża. Tam zaczęła malować wyidealizowane portrety i akty o lekko kubistycznych formach i nasyconych barwach – dziś najbardziej znane w jej twórczości. Jednocześnie prowadziła bardzo aktywne życie towarzyskie, wdając się w liczne romanse zarówno z mężczyznami, jak i kobietami. Pod koniec lat trzydziestych znów uciekła, tym razem do Ameryki, gdzie olśniła bogaczy talentem i temperamentem. Krytycy z czasem jednak zaczęli zdecydowanie więcej uwagi poświęcać ekscesom jej prywatnego życia niż twórczości, a ona ­– pochłonięta tworzeniem własnej legendy – zrezygnowała z wystawiania swoich prac. Dopiero niedawno talent Łempickiej odkryto na nowo. Zaczęto wymieniać ją wśród wielkich twórców epoki, jej obrazy zawisły w domach Madonny, Barbry Streisand czy Jacka Nicholsona. 11 listopada 2018 na aukcji w Nowym Yorku La Musicienne, jej praca z 1929 roku, została najwyżej wylicytowanym obrazem polskiego artysty w historii.


„Nieobecność”, Kopsik Ewa, Piekorz Magdalena, Sonia Draga

Opis wydawcy: Opowieść o walce z chorobą, której przyglądała się cała Polska. Historia inspirowana przeżyciami reżyserki Magdaleny Piekorz. W życiu uzdolnionej baletnicy wszystko zaczyna się układać. Dostaje upragnioną rolę, spotyka mężczyznę, przy którym wreszcie czuje się szczęśliwa i kochana. Kres idylli przychodzi niespodziewanie. Ciężka choroba przekreśla wszystkie plany, odbiera sprawność i wymarzoną pracę. Kolejni lekarze bezradnie rozkładają ręce. Życie młodej kobiety zamienia się w piekło. W końcu słyszy diagnozę: borelioza. Do tragedii doprowadza ukąszenie kleszcza sprzed 10 lat. Rozpaczliwa walka o życie nie uznaje kompromisów i wystawia na próbę miłość. Nie jest jednak silniejsza od chęci powrotu na scenę.

„Niewidziana ręka”, Maciej Wasielewski, Wielka Litera

Opis wydawcy: 2 miliony dzieci zrobiło 10 milionów dobrych uczynków. Ta historia wydarzyła się w Polsce. Pod koniec lat pięćdziesiątych Polskę zalewa fala zagadkowych dobrych uczynków. Płoty same się naprawiają, pola koszą, a schody odśnieżają. Wszystko pod tajemniczym znakiem dłoni z inicjałami N.R. O dokonaniach „niewidzialnych rąk”’ za pośrednictwem telewizji usłyszała wkrótce cała Polska. Oto opowieść o Macieju Zimińskim – nauczycielu, który poprawiał rzeczywistość. Jako redaktor popularnego w PRL „Świata Młodych”, w setkach tysięcy dzieciaków rozbudziła chęć pomagania. Zorganizowana przez niego akcja „Niewidzialna ręka” miała na celu niesienie pomocy osobom starszym, chorym i wszystkim, którzy pomocy oczekiwali. Niewidzialni działali w ukryciu i nie przyjmowali zapłaty. Pozostawiali jedynie ślad, bilet albo kartkę z odciśniętą w atramencie dłonią.

„Z miłości? To współczuję. Opowieści z Omanu”, Agata Romaniuk, Wydawnictwo Poznańskie

Opis wydawcy: Z miłości? To współczuję to opowieść o współczesnym Omanie. O kobietach i mężczyznach, którzy skrywają namiętności pod diszdaszami i abajami, a potajemnie korzystają z Tindera. O umowach przedślubnych, do których warto wpisać sumę, jaką dostanie żona za urodzenie każdego dziecka, a także obietnice finansowania przez męża studiów medycznych. O kraju, w którym kobiety wolą się zaszyć przed ślubem, żeby udawać dziewice. Jest to wreszcie reportaż o miejscu, w którym kontraktowe małżeństwa wciąż są codziennością, a zakochani wbrew woli rodziców mogą zwrócić się do sułtana Kabusa Ibn Sa’ida z prośbą o błogosławieństwo.
Agata Romaniuk z dużą wnikliwością i wrażliwością przygląda się ludziom, którymi rządzi wiekowy, bezdzietny i samotny sułtan. Jedyny taki władca w krajach Zatoki Perskiej.
Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger