John De Vuyst swoje niespełnione
ambicje jako autor książki o historii pewnego rodu, odreagowuje jako krytyczny redaktor
w dużym wydawnictwie. W życiu prywatnym, pod wpływem kryzysu wieku średniego, niszczy
swoje udane małżeństwo. Również zdrowie fizyczne Johna ma się nie najlepiej. Jakby
tego było mało, także świat zewnętrzny zaczyna ulegać widocznej destrukcji. Media
donoszą o kolejnych zamachach terrorystycznych. W Paryżu, Rzymie i Nowym Jorku wybuchają
meczet, kościół katolicki i synagoga. Niespodziewanie okazuje się, że nie
bez związku z zamachami są listy przychodzące do Johna.
W „Głośniej niż śnieg” dramat
prywatny przeplata się z dramatami świata. Chaos życia wewnętrznego z chaosem na
scenie międzynarodowej a konflikty wewnętrzne z konfliktami kultur. Ważna dla
konstrukcji książki dychotomia jest widoczna już w jej tytule. Hałas i śnieg
nie idą ze sobą w parze. Podobnie jak miłość i terroryzm.
„Głośniej niż śnieg” to gatunkowy koktajl. Znajdziemy
tu elementy romansu, kryminału, thrillera, a nawet powieści filozoficznej. Jak napisał
Juliusz Kurkiewicz, mamy tu trochę Browna i trochę Houellebecqa.
Stefan Hertmans wciąga czytelników intrygując
ich całą serią zagadek. Tajemnica i ciekawość rozwiązania sprawiają, że napięcie
nie opada do ostatniej strony. Powieść wciąż zaskakuje. Przejścia z narracji
pierwszoosobowej na trzecioosobową jeszcze bardziej rozbudzają ciekawość. Niestety,
zakończenie książki dla mnie jednak rozczarowujące. Poza czystą przyjemnością
płynącą z czytania ciekawej i dobrze napisanej historii, książka niczego we
mnie nie poruszyła i nic nowego nie wniosła.
Stefan Hertmans, „Głośniej niż śnieg”, Marginesy 2017