„W którymś momencie przyszło mi do głowy, jaką wielką
niesprawiedliwością jest to, że zwykle nie słyszymy (…) głosów wojny, głosów
jej świadków, głosów jej zakładników. A to być może właśnie najważniejsze (i
być może najtrudniejsze) świadectwo wojny – ta prywatność, subiektywność,
osobistość. O wojnie bardzo szybko zaczyna się mówić liczbami – liczba
poległych, liczba rannych, liczba przesiedlonych. Za tym wszystkim nie ma
twarzy, czyli nie ma z kim rozmawiać, nie można nikogo usłyszeć. Wojna rozmywa
głosy, pozbawia imion – zatem pozbawia pamięci” – napisał Serhij Żadan dla
„Książek. Magazynu do Czytania”. Wcześniej w swojej książce „Internat”
postanowił opowiedzieć o konflikcie właśnie z prywatnej perspektywy.
Opowieść Żadana zaczyna się bardzo spokojnie. Mieszkający na
ukraińskich przedmieściach Pasza pragnie zabrać z internatu swojego siostrzeńca.
Są ferie, ale trwa też wojna. Pozornie prosta podróż po Saszę staje się
trzydniową wyprawą, przypominającą tą, w jaką po apokaliptycznych pustkowiach udali
się ojciec i syn z „Drogi” McCarthy’ego. Pasza również szuka właściwej ściezki.
Pragnie obejść wojnę, której nie postrzega w kategoriach własnego konfliktu.
Nie zamierza się w niego angażować. Ale konflikt angażuje Paszę. Nie pyta o
zdanie, wdziera się w jego życie i przenika codzienność.
Wyprawa nauczyciela języka ukraińskiego budzi największe
wojenne demony. Te, które znamy z historii i postapokaliptycznego science-fiction.
Jest więc walka o przetrwanie, jest zwykła ludzka życzliwość, ale i zwykłe
złośliwości. Strach przepleciony jest z
tak banalnymi elementami codzienności, jak próba złapania zasięgu czy suszenie skarpetek
przy ognisku. A wszystko to opisane zachwycającym językiem.
Wojtek Szot napisał, że „Książka Serhija Żadana to
zaskakujący wręcz przykład na to, że dziś jeszcze powstaje wielka literatura,
taka spod znaku Steinbecka czy Dostojewskiego, pięknie balansująca pomiędzy
potoczystością a konkretem”. Narracja Żadana, bogata w piękne i nieoczywiste
metafory, wciąga swoją mrocznością. Jest gęsta i sugestywna. Naprzemiennie przeraża
i zachwyca. Językowo jest po prostu arcydziełem.