kwietnia 29, 2019

Dla dzieci: „Marzycielki”

Dla dzieci: „Marzycielki”

„Marzycielki” Jessie Burton to reinterpretacja klasycznej baśni braci Grimm „Stańcowane pantofelki” - jednej z ulubionych z czasów dzieciństwa autorki. Po przeczytaniu jej jako dorosła kobieta, Burton uznała jednak, że wiele z zawartych w niej wątków właściwie jest nie do zaakceptowania. Postanowiła więc ją przepisać. Po swojemu. Dając bohaterkom odrębne pasje, charaktery i talenty. Najciekawszy zabieg, na jaki się zdecydowała dotyczy postaci mężczyzny, który w oryginale przybywa by ratować księżniczki. W opowieści Burton koniec jest zdecydowanie bardziej feministyczny.

Cała opowieść Burton została stworzona w duchu siostrzeństwa, kobiecej solidarności i poczucia siły. Nie ma tu bierności, z jaką zwykle mamy do czynienia w bajkach dla dziewczynek. Nie ma oczekiwania na księcia. Te księżniczki aktywnie działają na rzecz własnego szczęścia. Wiedzą czego chcą, mają swoje zainteresowania, są dobre w tym co robią i nie mają zamiaru z tego rezygnować tylko dlatego, że ich ojcu się to nie podoba. Walczą o siebie - solidarnie. Tworzą niezwykły zespół, cudowną dziewczyńską wspólnotę. „Marzycielki” to piękna historia dziewczęcej odwagi i walki o niezależność. Opowieść o sile wyobraźni, potędze umysłu i starciu między marzeniami a rzeczywistością.

Ciekawym wątkiem w opowieści jest sprzeciw wobec woli rodzica. Narratorka zdecydowanie wspiera czytelników w myśli o wytyczaniu własnych granic i bronieniu swojej niezależności. Nawet jeśli oznacza to bunt wobec ojca. Nawet rodzic nie ma bowiem prawa ograniczać naszych praw, kiedy nie ma ku temu  właściwych powodów. Nie ma prawa krzywdzić swoich dzieci, nawet wtedy, gdy pozornie robi to z powodu troski o ich bezpieczeństwo.

Podoba mi się podjęcie trudniejszych wątków, takich jak śmierć matki. Kobiety, która wolała żyć krócej, ale na własnych zasadach. Zrozumienie tego przez jej córki porusza. Uwielbiam także ilustracje Angeli Barret, które z jednej strony są po prostu baśniowe, a z drugiej zachwycają swoją różnorodnością. Znajdziemy na nich np. mężczyzn o bardzo różnym pochodzeniu etnicznym. Także nasze księżniczki nie są ślicznymi blondynkami o długich włosach, do jakich przyzwyczajały nas np. bajki Disneya. Jedna z nich postanowiła nawet zgolić głowę. I czuła się z tym świetnie przez całe lata.

Narracja Burton, jej sposób komunikowania się z czytelnikiem, nie przypadł mi jednak do gustu. Wtrącenia typu „Zostało jeszcze sześć dziewczyn! Przepraszam, ale muszę na moment oderwać palce od maszyny do pisania i pociągnąć łyk lemoniady” – zawsze mnie drażniły. Książkę jednak polecam.

„Marzycielki”, Jessie Burton, Wydawnictwo Literackie 2019
Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger