Wstrząsająca historia zabójstwa Grzegorza Przemyka,
poruszająca historia Beaty Sadowskiej, bulwersujący obraz komunizmu i świetny
portret epoki. „Żeby nie było śladów” to bardzo dobry reportaż. Wywołujący emocje,
ciekawy i mądry.
Jeszcze tydzień temu, gdyby ktoś zapytał mnie czy znam
sprawę Przemyka, odpowiedziałabym, że tak. Teraz, po lekturze „Żeby nie było
śladów” wiem, że nie znałam. Nie znałam
wielu faktów tak z życia Grzegorza i jego matki, jak i z samego śledztwa.
Przede wszystkim jednak nie zdawałam sobie sprawy z ogromu machiny uruchomionej
w celu zatuszowania sprawy. Nie rozumiałam co tak naprawdę znaczyło żyć w
tamtych czasach. Wiedziałam, ale nie rozumiałam z czym wiązała się niezależność
myślenia i działania. Nie pojmowałam do czego władza była w stanie się posunąć,
by dopiąć swego.
Grzegorz Przemyk zmarł w dniu, w którym ja się urodziłam. 14
maja 1983 roku. Nie dożył wieku, w
którym jestem teraz. Zmarł przed zdaniem ostatnich egzaminów maturalnych. Przyczyną
śmierci było pobicie przez milicję. Mimo świadków, mimo zeznań lekarza, który
go po tym pobiciu operował, mimo zeznań matki, której powiedział co się
wydarzyło w komisariacie, mimo ekspertyz i determinacji ludzi dążących do
ukarania winnych, zbrodnia nie doczekała się sprawiedliwego wyroku. W swojej
książce Cezary Łazarewicz pokazuje dlaczego tak się stało.
Dzięki zapoznaniu się z potężnym archiwum źródłowym, rozmowom
z uczestnikami tamtejszych wydarzeń oraz pomocy bliskich tych świadków, Łazarewicz
jest w stanie krok po kroku przeprowadzić nas przez tajniki jednej z
najgłośniejszych zbrodni PRL-u. Pokazuje jak komunistyczne władze zastraszały i
niszczyły niewinnych, jak odwracały uwagę od winnych, jak daleko były w stanie
się posunąć byle tylko ochronić własny interes, i jak bardzo nie interesowała
ich sprawiedliwość i życie jednostki. Pokazuje także poszczególne role, jakie
odegrały w tym przerażającym przedsięwzięciu poszczególne osoby, takie jak Wojciech
Jaruzelski, Czesław Kiszczak czy Jerzy Urban.
Opisując historię
zbrodni Łazarewicz kreśli także jej tło. Lata 80, środowisko intelektualistów, opozycja. Otwarty dom mamy
Grzegorza – Beaty Sadowskiej, poetki. Toczone do rana rozmowy, gwar
zatłoczonego i zadymionego domu na Hibnera. Los ludzi, którzy nie zgadzali się
na życie i działanie pod dyktando władzy. Lęk o bliskich, nieufność, podsłuchy
i zdrady ze strony tych, którzy uważani byli za przyjaciół. Życie zniszczone.
„Żeby nie było śladów” to książka niezwykła. Jest ważna,
szczególnie dziś, kiedy władza znów nabiera ochoty na ograniczanie wolności i manipulowanie
faktami. Ta książka jest też po prostu świetnie napisana i bardzo dobrze się ją
czyta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz