marca 11, 2017

Linie kodu kreskowego. Piętnaście historii


W książce „Linie kodu kreskowego” Toth daje nam możliwość podejrzenia życia piętnastu Węgierek. Kobiet w różnym wieku i w różnej sytuacji. Dziewczyn przeżywających pierwszą miłość, nastolatek dopiero poznających świat, młodych matek, kobiet zdradzanych, samotnych, obserwujących śmierć i chorobę. Kobiet żyjących na Węgrzech, mieszkających za granicą, czy będących w podróży. Pozornie różnych a jednak tak podobnych. Wrażliwych, często niemal jednakowo przeżywających damsko-męskie relacje, uwikłanych w niełatwe więzy rodzinne i próbujących oswoić przeszłość, a przy tym narratorek nie dramatyzujących i nie moralizujących.

Każda z piętnastu historii jest swoistym uchyleniem zasłony strzegącej czyjejś prywatności. Toth obnaża intymność swoich bohaterek, ale robi to w sposób pełen ciepła i empatii. Zachwyca mnie jej delikatność, uważność na ulotność chwil, czułość, z jaką opowiada o innych kobietach oraz prostota, z jaką pisze. Toth ma świadomość, że jej historie nie potrzebują żadnych efektów specjalnych. Bronią się same.

Myślę, że „Linie kodu kreskowego” zapamiętam przede wszystkim z niezwykłych obrazów dziewczyńskości. Opowiadania „ Mrówcza mapa”, „Letnie mleko”, „Czarny bałwan”, „ Zamek” i „Ciepła podłoga” zabrały mnie w magiczny świat pełen kolorów, zapachów, fascynacji nieznanym, pasji (np. kolekcjonerskiej), ale też lęku przed tym co przynosi starość, choroba i okrucieństwo innych dzieci (które być może nie wiedzą, że zwierzęta też czują, nawet żaby). Wiele w tych historiach emocji i ciepła, tak jakby opowiadał nam je ktoś bliski, kogo w żadnym wypadku nie chcemy oceniać, i kto z każdą, choćby nawet najbardziej zawstydzającą opowieścią, może co najwyżej stać się nam jeszcze bliższy.

Jest także kilka historii dorosłych kobiet, które zostaną ze mną na dłużej. Na przykład „Zimna podłoga”, której bohaterka żegna się z dawnymi życzeniami,  stworzonymi 3 lata wcześniej, „kiedy  jeszcze się kochali”. Będzie to również moje ulubione opowiadanie „Lubię tańczyć”, podczas lektury którego niemal czułam promienie słońca na skórze. Co ważne, opowiadanie to lubię nie za spokój, który mi niosło przez niemal wszystkie swoje strony, ale za zakłócenie tego spokoju, pod sam koniec lektury. Za niepokój i emocje lubię także historię „Baba jaga patrzy”.

Ogromnie podoba mi się sposób, w jaki Toth oddaje emocje swoich bohaterów oraz klimat, który buduje opowiadając ich historie. Podziwiam też umiejętność przywiązywania nas do bohaterek, które po zaledwie kilku stronnicowym spotkaniu już nie chcą opuścić naszej głowy.  Jednej rzeczy jednak żałuję. W przynajmniej kilku historiach zabrakło mi informacji o imionach kobiet. Chciałabym je sobie czasem wspomnieć tak, jak wspomina się stare znajome. Zastanowić się co teraz robią i jak to wszystko potoczyło się dalej…



Krisztina Toth „Linie kodu kreskowego. Piętnaście historii”, Książkowe Klimaty 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger