marca 24, 2017

Floryda


„Floryda” to pięć monologów rozpisanych na dwie płcie. Trzy z nich należą do mężczyzn, dwa do kobiet. Są wśród nich osoby młode i stare, schorowane i całkiem zdrowe. Coś ich jednak łączy. Przede wszystkim jest to Floryda. Dla każdego z nich może być ona jednak czymś innym. Na przykład miejscem, do którego planują się przenieść. Albo imieniem, które chcieliby przyjąć.

Bohaterów łączy także status społeczny. Nie ma wśród nich tzw. ludzi sukcesu. Wręcz przeciwnie. W pewnym sensie wszyscy oni są osobami wykluczonymi. Czy to ze względu na swój wiek, chorobę, niepełnosprawność, zawód, czy też czyn, jakiego się dopuścili (np. obcięcie głowy matce).

Między poszczególnymi osobami ma również miejsce podobieństwo konkretnych elementów biograficznych. Np. utrata mowy, która łączy bohaterkę opowiadania „Stiszowity” (od trzech miesięcy mówiącą do ludzi jedynie „nie ma jajek, nie ma jajek”) z bohaterem opowiadania ostatniego, który finalnie jednak głos odzyskuje. Jest także wielkość  123 centymetrów, która łączy Kazimierza Bednarza z Kubą z „Pierwszego listu do Franciszka”. Kuba jest karłem. Kaimierz jest sobowtórem Freddiego Mercury’ego, ale co ważne, nie wygląda tak, jak wyglądał Merucry za życia. Wygląda tak, jak Merucry wyglądałby gdyby żył nadal. Po amputacji nóg.

Bohaterowie książki opowiadają (nie)zwykłe historie. Dużo w nich prozy życia, wtrąceń, szczegółów i wypowiedzi innych ludzi. Świetny jest klimat tych opowieści! Mamy PRL i kombinowanie. Mamy panią mówiącą do ptaka, kobietę bez głowy, prostytutkę interweniującą u papieża i znachora. A w tle zapach rosołu, włóczęga z kowbojem, rowerowe wycieczki po piwo i inne, sielskie elementy.

Narracja zwykle kończy się nagle. Urywana, rozczaruje wyczekujących morału. Niedopowiedzenia sugerują jednak, że życie toczy się dalej. Kiedy kurtyna opada, bohaterowie mówią i robią (swoje) dalej.



Grzegorz Bogdał, „Floryda”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger