marca 28, 2017

Bura i szał


Aleksandra Zielińska pisze o tym, co może się stać, gdy zaszufladkujemy człowieka. Gdy jeszcze w dzieciństwie przyszyjemy do niego metkę osoby nienormalnej. Gdy odmówimy mu wsparcia i pozbawimy go poczucia bezpieczeństwa oraz prawa do decydowania o sobie. To książka pokazująca jak okrutni mogą być najbliżsi. I jakie mogą być konsekwencje tego okrucieństwa. Konsekwencje, których dałoby się uniknąć.

Bura to pseudonim. Ksywka dziewczyny wychowanej w małej wiosce wciśniętej w widły Wisły i Sanu. Wsi, na której od małego obserwowała dużo śmierci. Nie tylko kury, kaczki i gęsi, ale także kocięta zanoszone przez ojca nad rzekę. Wsi, na której poznała co to nierówne traktowanie, odtrącenie, samotność.

Na wsi wołali na nią Bura lub ćma. Ćma, bo ciągnęło ją do ognia. Bura i ćma pojawiają się na pierwszych stronach książki w gabinecie psychoterapeuty. Bura jako pacjentka, ćma jako obraz na białej planszy.
- Ćma to wciąż motyl – zauważa wówczas terapeuta M.
- Ale szary – odpowiada mu Bura.

W szarościach Bura widzi samą siebie. Szarą, burą. Byle jaką.

Bura jest inteligentna. W swoich myślach odnosi się do kina, teatru i literatury. Ma wiele cennych obserwacji dotyczących społeczeństwa, w tym przemocy wobec kobiet. Jest też bardzo wrażliwa. Trudno jej jednak dostrzec własne atuty. Może dlatego, że praktycznie nikt z jej najbliższych ich nie dostrzegał?  Dlatego, że praktycznie nikt z jej najbliższych nie traktował jej z szacunkiem?

Gdy Bura była mała, po pracy w polu jej tata przynosił córkom jabłka. Czerwone i dorodne dla Lulu. Obite i sparszywiałe dla Bury. Może rzeczywiście ojciec nigdy nie wybaczył jej, że nie była synem. Jego synem pierworodnym. Ani nawet córką taką, która sypałaby kwiatki w Boże Ciało. Bura była kimś innym. Ale czy rzeczywiście była jedynie małym zwierzątkiem sterowanym kolorowymi tabletkami? Jednak nie.

Bura to wiatr, który może być delikatny i mroczny, piękny i niebezpieczny. Bura jest piękna i delikatna, ale w wyniku różnych doświadczeń zmienia się. Jedyną osobą, z którą Bura naprawdę rozmawia jest jej terapeuta. Zwykle Bura poznaje innych ludzi po tabletkach jakie łykają. Ocenia ich po zawartości apteczek. Spojrzy tylko i już wie kto jest stary, gruby, samotny i niekochany. To dla niej dużo łatwiejsze niż dialogi. Dlatego też i dla nas, czytelniczek książki, dużo łatwiejsze będzie poznanie Bury poprzez jej myśli, a nie słowa, które wypowiada.

„Ojciec (…) krzywił się z obrzydzeniem za każdym razem gdy musiał na mnie patrzeć. Może mam oczy tego chłopca, może to tamten chłopiec sprowadził mnie na świat” – Zastanawia się Bura. „Tatku, tatku, ty skurwysynu” – myśli patrząc na zdjęcie na nagrobku chłopca.

Matce Bura była właściwie obojętna. Z siostrą nigdy nie była blisko. Pewnego dnia Lulu powiedziała jej, że kiedyś takie dzieci zostawiało się w lesie. Za duży ciężar.

Za ciężar dla rodziny Bura została uznana zwłaszcza po tym gdy „zachorowała”. Gdy jej kolorowe tabletki zdominowały łazienkowe półki. Wtedy ona sama wpadła w szufladę szalonej, nieodpowiedzialnej, nie godnej zaufania, niebezpiecznej… W końcu sama zaczęła o sobie źle myśleć. Jak czytamy w książce, każdemu da się wmówić szaleństwo.

Kiedy rozpoczyna się akcja właściwa opowieści, Bura jest dla Lulu zdecydowanie najpierw szaloną, dopiero długo później siostrą. Akcja rozpoczyna się w burzową noc. Wiatr rozbija główki ptaków o szybę. Staszek, mąż Lulu, nigdy wcześniej nie widział takiego wiatru. Nigdy wcześniej nie widział tez Bury w takim stanie.

Dawniej Bura była krągłą dziewczyną, u której nadwagę wywoływały leki. Szare (a może srebrne jak mówił M.?) włosy nosiła zebrane w kucyk. Jej plecy były zgarbione od pracy w polu i siedzenia nad książką. Dawniej Bura nosiła okulary w plastikowej oprawie. Okulary te podkradali jej gdy była mała. Śmiali się i rzucali w nią kamieniami. Obcy czy z rodziny, wszyscy krzywdzili tak samo, dlatego Bura bała się wszystkich.

W burzową noc Bura zjawia się jakby inna. Nie boi się. Jest opanowana. Wygląda inaczej. Teraz Bura jest ogolona na łyso. Jest chuda a jej skóra jest zdarta i poorana. Brakuje paznokci. Są za to pęcherze, ropa i żywe mięso. Jej powrót do rodzinnej wioski jest prawdziwym zaskoczeniem. Lulu miała nadzieję, że Wisła wypluje zwłoki siostry, ale nie siostrę żywą. Bura nie była chciana.

Niechęć do Bury owiana jest tajemnicą. W miarę czytania książki poznajemy kolejne elementy historii Bury. Dostajemy też od autorki rozmaite podpowiedzi, mające pomóc nam rozwikłać zagadkę jej choroby.

Na czym właściwie ta choroba polega? Co takiego się z nią stało? O co chodzi z niechęcią Bury do jajek? Z sową i liczbą siedemnaście?

Szybko dowiadujemy się, że Bura uciekła ze szpitala psychiatrycznego w Krakowie. Zanim jednak trafiła do szpitala, została studentką. Tam, gdzie za oknem rośnie miasto, a autobusy smarują ptasimi ciałami po asfalcie, Bura zamieszkała u rodziny kuzyna Darka. Darek porzucił wieś kilka tygodni po tym jak Bura zachorowała. Teraz miał pomóc, by dziewczyna miała możliwie normalny start w życiu. Za to jej ojciec wręczał mu reklamówki z białym serem, orzechami, jajkami i mąką. W ratach, jako opłata za opiekę nad Burą. Ojciec nienawidził Darka, Kondratowiczów i Krakowa. Bura też nienawidziła Darka, a przyczyna tej nienawiści jest największą tajemnicą książki. Jej odkrycie zbliża do Bury. Tajemnica nienawiści jest bowiem jednocześnie tajemnicą niezwykłej wrażliwości dziewczyny.

„Czy kamień zdoła zatrzymać wiatr idący z Burą? Czy ktoś zatrzyma rzekę w jej głowie”.


Recenzja ukazała się w najnowszym numerze kwartalnika ZADRA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger