„Od Astrid do Lindgren” Vladimira
Oravsky’ego, Kurta Petera Larsena i autora anonimowego to super-wciągająca
książka, wydana przez wydawnictwo Czarne w serii Lilith. Historię wielkiej
bajarki, autorki m.in. „Pippi Langstrumpf” i „Dzieci z Bullerbyn”, zabrałam w
podróż autobusem. Przegapiłam przystanek i „obudziłam się” dopiero na pętli. To
się nazywa lektura absorbująca!
„Od Astrid do Lindgren” rozpoczyna
się w momencie, gdy osiemnastoletnia bohaterka opuszcza rodzinny dom w Vimmerby
i wyjeżdża do Sztokholmu. Zanim jednak wyjedzie dowiadujemy się, że jej ojciec
był wielkim gawędziarzem i osobą religijną, o bardzo tradycyjnych poglądach, a
matka dobrą, wyrozumiałą i ciepłą kobietą, która umiała stawać w obronie swojej
najstarszej córki. Ta umiejętność przydaje się, gdy tuż przed samym wyjazdem na
jaw wychodzi trzymana w sekrecie przed Samuelem Augustem tajemnica. Astrid jest
w ciąży.
Po opuszczeniu rodzinnych stron (w
atmosferze dalekiej od oczekiwań) Astrid zaczyna uczęszczać do szkoły
stenografii i stenotypii w Bar-Lock w Sztokholmie, gdzie poznaje swoją przyszłą
współlokatorkę i przyjaciółkę Zarę. Przed dziewczynami wiele ciężkich chwil –
humory ponurych, niemal wyjętych z koszmarów sennych gospodyń, problemy
finansowe, zimno i głód. Do tego dochodzi jeszcze ogromna tęsknota za synkiem,
którego Astrid urodziła i pozostawiła w Kopenhadze. A jednak, mino coraz to
nowych perypetii, obie bohaterki nie tracą nadziei i potrafią znaleźć wyjście z
każdej niemal sytuacji. To sprawia, że książka wręcz iskrzy pozytywną energią i
ciepłem.
Nie pozwalając porwać się
całkowicie tej pozytywnej fali, można by zastanawiać się nad tym, jakim cudem
między tymi dwiema głodnymi, zmęczonymi i co krok drażnionymi przez kolejne
gospodynie dziewczynami ani razu nie dochodzi do spięcia. Zamiast spięć mamy za
to niemal dziecięce przekomarzania, które właściwie zawsze kończą się śmiechem
lub nawet śpiewem. Tu pojawia się bardzo ważna kwestia – książka Oravsky’ego,
Larsena i autora anonimowego to historia wystylizowana na powieść samej
bohaterki. W „Od Astrid do Lindgren”, dzięki nadbudowaniu biografii
pomysłowością jej autorów, tytułowa bohaterka-pisarka
momentami zamienia się w stworzoną przez samą siebie nieobyczajową i wywrotną Pippi
Langstrumpf (za nieobyczajowość i wywrotność książkę o Pippi odrzucił pierwszy
wydawca).
Portret słynnej Szwedki, jaki
wyłania się z tej biografii jest budujący i niosący nadzieję. Tak jak
wspominałam, mimo opisanych w książce problemów jej ogólny wydźwięk jest bardzo
pozytywny – najważniejsze przecież, że wszystko dobrze się kończy. Dlatego nigdy
nie można tracić nadziei, niezależnie od tego jak fatalnie na dzień dzisiejszy
wygląda rzeczywistość – mogłaby w postscriptum wyznać sama Astrid.
W książce nie spodobała mi się jedna
rzecz – odstająca od konwencji książki figura matki. Astrid, która nie może być
ze swoim dzieckiem zadręcza się myślą, jaka to jest beznadziejna. Dlaczego w przypadku innych problemów autorom
udało się zachować humor? Czyżby zgubiło ich zbyt stereotypowe spojrzenie na
macierzyństwo? Szkoda, bo matki (także te przebywające z dala od swoich dzieci)
również zasługują na radość i otuchę. Także więcej optymizmu panowie autorzy!
Vladimir
Oravsky, Kurt Peter Larsen, Autor anonimowy, “Od Astrid do Lindgren”,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz