Natalkę Śniadanko poznałam w październikowy wieczór 2008
roku. Okazją do spotkania była premiera jej książki „Ahatanhel”. Jedne z
najżywszych wspomnień, które zachowałam z tego wieczoru, dotyczą ognistego
koloru włosów pisarki oraz ironii, o której mówiła w kontekście tworzonej przez
siebie literatury, i którą posługiwała się mówiąc o samej sobie. Wspomnienia te
sprawiły, że ta drobna ukraińska pisarka zapisała się w mojej głowie jako osoba
ciepła, niepozbawiona dystansu do siebie i do świata oraz ciekawa. To wystarczyło
by z niecierpliwością wyczekiwać każdej z jej kolejnych wydawanych w Polsce
książek. I by do nich po latach wracać.
Książkę "Lubczyk na poddaszu" czytałam po powrocie z Palestyny, oraz z jeszcze
wcześniejszych, mniejszych podróży do Włoszech i Hiszpanii. Czytałam ją nad
jeziorem na dawno nieodwiedzanych przeze mnie Mazurach. W przerwie między lekturą na nowo odkrywałam
zapomnianą już radość płynącą z siedzenia przy ognisku, zapachu świeżego
powietrza, smaku upieczonego nad ogniem chleba, widoku jeziora, dotyku słońca
na zmarzniętym policzku i odgłosów trzaskającego w ogniu drewna. Ta książka
pomogła mi zwolnić, by docenić przyjemności znacznie prostsze od kąpania się w
Morzu Martwym, zwiedzania Suków, czy spożywania paelli. Prostsze, ale w żadnym
razie nie gorsze.
I tak, z ponownego, choć tym razem jedynie literackiego,
spotkania z Natalką Śniadanko znów coś sobie zapamiętałam. Podobnie jak
bohaterowie książki zrozumiałam, że w wyniku codziennej gonitwy łatwo jest się pogubić.
Rozdrobnić miłość i pasje. Zapomnieć pragnienia, wystudzić podniecenie. Poniekąd
to właśnie spotkało bohaterów Śniadanko.
Wraz z Saroną i Saronem po raz kolejny doceniłam wartość
obserwacji – siebie, swoich wyborów, działań oraz relacji, które tworzę. Już
pamiętam, że pewność trzeba weryfikować. A z rutyną walczyć. I bohaterowie książki
także już to wiedzą. Wcześniej jednak musieli na nowo się spotkać. Nie w realnym
życiu, bo to praktycznie całe i tak spędzili razem. Musieli spotkać się w
listach i na nowo, wzajemnie się sobie przedstawić. Na nowo się poznać.
Dzięki listom małżonkowie wspólnie przebywają drogę, którą
warto przejść z nimi. Przeczytać słowa, które do siebie piszą. Wysłuchać
wspomnień. Poczuć przywołaną z drobiazgów rzeczywistość. Doświadczyć tej
rzeczywistości.
Natalka Śniadanko „Lubczyk na poddaszu”, Biuro Literackie,
Wrocław 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz