stycznia 29, 2017

Diego i Frida


„Najbardziej wytrwałym towarzyszem jej życia było cierpienie” – pisała biografka Fridy Kahlo Rauda Jamis. O Fridzie i jej towarzyszu – cierpieniu, bólu i samotności - ale przede wszystkim o Diegu, traktuje niedawno wydana książka J.M.G. Le Clezio „Diego i Frida”, czyli opowieść o związku słonia i gołębicy.

Diego Rivera słynął ze swojej miłości do kobiet, czego konsekwencją były liczne romanse, złamane serca i rozpady małżeństw. Patrząc na jego zdjęcia trudno dostrzec to „coś”, co urzekało młode, piękne, a często także bardzo utalentowane kobiety, takie jak Frida.

„Wielki”. To słowo jako pierwsze ciśnie mi się na usta, gdy pomyślę o grubym twórcy murali. „Krucha” – myślę patrząc na autoportrety meksykańskiej malarki. Sekret Diego musiał być ukryty gdzieś poza jego powierzchownością. Talent, sława, odwaga do wyrażania własnych przekonań, melancholijne spojrzenie… - to mogło fascynować, pociągać... „Fridę zdumiewała, a przede wszystkim pociągała w Diegu jedna rzecz: był on najpełniejszym wcieleniem mężczyzny, archetypem istoty dominującej i zmysłowej, słabej, wręcz dziecinnie uległej wobec kobiet, samolubnej i szukającej życiowych rozkoszy, niestałej i zazdrosnej; był konfabulatorem i mitomanem, a przy tym uosobieniem siły, zapału żywiołowości i nad wyraz niewinnej czułości” – twierdzi Clezio. A jednak trudno się dziwić ojcu Fridy, który na wieść o matrymonialnych planach córki wydobył z siebie krótki komentarz: „to będzie ślub słonia z gołębicą”. Czyż nie miał racji…?

Nie tylko ojciec Fridy był sceptyczny. W sceptycyzmie mogło się zjednoczyć bardzo wiele osób z ich otoczenia. A jednak wygrała miłość. Wielka miłość do sztuki i wiara w rewolucję. To, mimo wielu upadków – zwątpień, cierpienia i romansów, umożliwiło im bycie razem przez długie lata.

Frida i Diego po raz pierwszy spotkali się w 1923 roku w Państwowej Szkole Przygotowawczej dla młodzieży pragnącej podjąć studia uniwersyteckie. Piętnastoletnia Frida, ubrana w szkolny mundurek, rzuciła mu wówczas wyzwanie swoim dumnym spojrzeniem. „Widziałeś tę smarkulę? Taka mała, a nie boi się takiej postawnej kobiety jak ja” – miała powiedzieć ówczesna żona Riviery Lupe Marin. Kolejne spotkanie przyszłych małżonków odbyło się w 1928 roku kiedy Diego pracował nad muralem dla Ministerstwa Edukacji. „Nie mógł nie dać się uwieść tak wielkiej zuchwałości i ogromnej sile woli skupionej w tak drobnej, zwiewnej postaci” - pisze Jean-Marie Gustave Le Clezio.

Między dwoma pierwszymi spotkaniami przyszłych małżonków doszło do wypadku, który na zawsze odmienił Fridę i jej życie. W wyniku zderzenia autobusu, którym przemieszczała się 17 sierpnia 1925 roku, z tramwajem kręgosłup Fridy został złamany w trzech miejscach, połamane zostały także szyjka kości udowej, żebra i lewa noga. Zmiażdżone i przemieszczone zostały kości prawej stopy, zwichnięty lewy bark. Kość biodrowa rozleciała się na trzy części. Stalową poręczą, która wyszła przez pochwę, przebity został brzuch.

„W swoim życiu przeżyłam dwa wypadki. Jeden to autobus, który mnie połamał, drugi to Diego. Diego był tym gorszym” – powie po latach…

Dla dalszego życia, dla ujarzmienia ciała i odzyskania samodzielności Fridzie potrzebna była bardzo silna motywacja. Tą okazało się malarstwo. Malarstwo – jego początki, inspiracje, mistrzowie, nauczyciele, efekty… – oraz niezwykłe osobowości połączone niezwykłymi relacjami są tematem książki, która jest tak ciekawa i tak zajmująca, że mogę się przyczepić do tylko jednej rzeczy… Dlaczego nie „Frida i Diego”?

Jean-Marie Gustave Le Clezio "Diego i Frida", W.A.B. 2009

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger