Ece Temelkuran napisała o tej książce, że jest głęboko
poruszającą powieścią o przeobrażającej roli słów w czasach rozpaczy. I mnie,
przyznaję, zachwycił pomysł autora, by pokazać,
jak w najczarniejszych momentach życia ocalenie można znaleźć w opowieściach.
Burhan Sönmez, podobnie jak wcześniej Tahar Ben Jelloun w książce „To
oślepiające, nieobecne światło”, zabiera nas do więzienia. Tam właśnie, umieszczeni
w ciasnych celach mężczyźni, przeciwstawiają własną wyobraźnię okrucieństwu. Podobnie jak chroniących się przed dżumą florentyńczyków z
„Dekameronu”, tak też bohaterów Sönmeza, obserwujemy przez 10 dni. W przerwach
między torturami, w betonowej celi, zmarznięci i głodni przywołują Stambuł,
który znają z przeszłości. Stambuł spoza celi. Z historii.
Mamy więc w opowieści Sönmeza dwa miasta. Podziemne i to na
powierzchni. Mroczne i barwne. Szeptane i to głośne. Mamy dziś i bliżej
nieokreślone kiedyś. Mamy ból i nadzieję. Piekło i raj. Stambuł i Stambuł.
Poprzez swoje opowieści umieszczeni w celi mężczyźni uciekają przed bólem. Podejmują
próbę zachowania człowieczeństwa. Wybronienia się przed szaleństwem. Student, fryzjer,
Dayו Küheylan i doktor muszą jednak ważyć słowa.
Zasada jest prosta: nie zdradzić zbyt wiele o sobie. Oszczędzi to torturowanej
reszcie pokusy zdradzenia czegokolwiek, co mogłoby okazać się istotne. A więc, żeby
przetrwać należy mówić tak, by zachować tajemnice. Niezależnie od narastającej potrzeby
bliskości. Niezależnie od poczucia solidarności.
Mimo barbarzyństwa, jakiego w książce nie brakuje, w
opowieści Sönmeza zadziwia czułość wobec miasta. Widać, że autor kocha swoją
ziemię. Zdaje sobie jednak sprawę z krzywd, jakie miały na niej miejsce. Zdaje
się też dostrzegać kierunek, w jakim podążamy jako ludzie. Czy znaki na naszej drodze
wskazują już samozagładę?
Burhan Sönmez, „Stambuł,
Stambuł”, Książkowe Klimaty, Wrocław 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz