Wspaniała, poruszająca, odważna i
szczera autobiograficzna opowieść o dzieciństwie w czasach komunizmu oraz
dojrzewaniu w cieniu ojca tyrana. Jedna z najlepszych książek jakie ostatnio
przeczytałam, oraz jeden z najlepszych komiksów, jakie przeczytałam
w życiu.
Autorką memuaru jest mieszkająca w
Australii Wanda. Inteligentna i oczytana feministka, która postanawia wrócić do
czasów dzieciństwa w Polsce i napisać o sobie, swoich siostrach i matce. „Musimy
być swoimi własnymi heroinami” – przekonuje najbliższe sobie kobiety. Najbardziej
sceptyczna do pomysłu Wandy jest oczywiście mama. W końcu w dzieciństwie często
powtarzała córkom, że o tym, co dzieje się w domu nie powinno się opowiadać na
zewnątrz. W powieści graficznej nie tylko się zaś mówi, ale nawet pokazuje…
Decyzja Wandy jest jednak przemyślana
i wynika z jej głębokich przekonań. Jak mówiła Carol Hanisch, do której odwołuje
się autorka, prywatne jest polityczne. Osobiste problemy, dominacja mężczyzn,
przemoc, to wszystko znajduje się w sferze polityki. Tylko pokazanie tych kwestii,
wyniesienie ich na światło dzienne, może coś zmienić. To co robi Wanda, to metaforyczne
odsłonięcie zasłon, które całkiem realnie, lata temu zasłaniała w oknach jej
mama. Sytuacje, które dawniej matka ukrywała przed spojrzeniami innych, teraz
córka innym relacjonuje. A robi to w sposób szczery i odważny. Bez nostalgii.
Wśród wielu ważnych wątków, które wzruszyły
mnie podczas lektury książki, dorastanie w osamotnieniu poruszyło mnie chyba najbardziej.
Dojrzewanie w domu styranizowanym przez narcystycznego i przemocowego ojca,
jest szczególnie trudne przy braku wsparcia. Matka, z jednej strony sama
jest ofiarą przemocy, z drugiej strony po prostu nie umie okazać córce ciepła,
którego ta potrzebuje. Poza domownikami nikt nie zna prawdy o rodzinie, która
na zewnątrz wydaje się idealna. Jedynym oparciem mogą być więc siostry. Ta solidarność
ofiar, te sceny, w których dzieci próbują się wzajemnie chronić i podnosić na duchu, wzruszają, ale też wywołują złość.
Nie tak przecież powinno to wszystko wyglądać…
Jak pisze autorka, uzależnienie od osobowości
i terroru ojca oraz cierpienie z powodu strachu, gniewu i poczucia winy,
wytworzyło w siostrach mechanizmy obronne. Akceptację tego stanu rzeczy oraz granie
narzuconych ról. Wanda przeistoczyła się w dziecko bohatera - małego rodzica,
nadobowiązkową i nadodpowiedzialną mamę zastępczą. Młodsza Ania stała się
niewidoczna – wycofana, niepotrafiąca się buntować i stawiać granic. Jeszcze
młodsza Gusia weszła w rolę kozła ofiarnego. Zbuntowaną, niedocenianą „czarną
owcę”. Najmłodsza Iza to maskotka – nadaktywna, często odgrywała rolę sędziego.
Mimo wielu trudnych tematów są w
książce także opowieści piękne. Przede wszystkim piękna relacja łącząca małą
Wandę z babcią.
Książka, która dość naturalnie przywodzi
na myśl „Fun home. Tragikomiks rodzinny”, mi przypomina inną poruszającą i
trudną historię dojrzewania dziewczynki – „Perspepolis”. Choć Marjane Satrapi
dorastała w Iranie, a wróg, który zakłócał spokój rodziny był wrogiem zewnętrznym,
jej dzieciństwo miało zaskakująco wiele elementów wspólnych z dzieciństwem
Wandy. Na przykład miłość do książek, które wyczarowywały inny, lepszy od
realnego świat.
„Totalnie nie nostalgia” to mądra,
ważna, miejscami piękna, miejscami smutna i totalnie fantastyczna książka.
Polecam!
Wanda Hagedorn, Jacek Frąś, „Totalnie nie nostalgia. Memuar”, Wydawnictwo Komiksowe 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz