kwietnia 23, 2017

Kochaj siebie a nieważne, z kim się zwiążesz


To obojętne, kogo poślubisz. I tak spotkasz w nim samego siebie. Tym mocnym przesłaniem Eva-Maria Zurhorst zaczyna pierwszy rozdział swojej książki. Autorka przekonuje, że druga osoba jest lustrem, w którym często widzimy własne niespełnione potrzeby, blokady i rany. Wydaje nam się, że patrząc na naszego partnera czy partnerkę dostrzegamy cechy, które drażnią nas w nim/niej. Tak naprawdę, są to jednak rzeczy, które drażnią nas w nas samych.

Ponieważ niezależnie od tego, kogo spotkasz, spotkasz siebie, możesz zostać z osobą, z którą jesteś teraz. Niezależnie od tego, jak niemiły wydaje ci się ten stan. Tam, gdzie jesteś jak w potrzasku, ogarnia cię uczucie chłodu, elektryzującego gniewu, bezbrzeżnej nienawiści i odrazy, tam właśnie, w swoim wnętrzu, masz mnóstwo do zrobienia – pisze autorka.

Nie tylko partner jest naszym lustrem, ale i cały nasz związek. To lustro znajduje się według Zurhost na końcu naszego nosa. Gdziekolwiek nie spojrzymy, jakkolwiek nie odkręcimy głowy, i tak zobaczymy tylko siebie. Dlatego też autorka uważa związek za przygodę dającą nam niezwykłą możliwość rozwoju.

Będąc w związku bardzo często pragniemy, by nasz partner zmienił się. Wydaje nam się, że nie jesteśmy w stanie żyć z pewnymi jego czy jej cechami. To, co budzi w nas druga osoba, tylko pozornie jest brakiem akceptacji dla niej samej ze względu na to jaka jest. W rzeczywistości ten brak akceptacji  wynika z tego, że jej cechy budzą w nas nieuświadomione wspomnienie naszego dawnego bólu i poczucie winy. Dlatego, jeśli uporamy się z własnym bólem i zaakceptujemy siebie, będziemy w stanie zaakceptować także innych. Bez miłości do siebie, miłość do innych zawsze będzie utrudniona.

Co znaczy uporać się z własnym bólem? Zurhost bardzo obrazowo pisze o zdjęciu z siebie wielkiej papierowej kukły. Ta kukła to nasz kokon bezpieczeństwa. W jego wnętrzu kryjemy to, kim jesteśmy naprawdę. Strach sprawia, że boimy się odsłonić. Dopóki jednak tego nie zrobimy, dopóty ani my sami, ani też inne osoby, nie poznają nas naprawdę. Zdjęcie kukły jest pokazaniem dawnego bólu i ran. Dopiero wtedy, jak pisze Zurhost, gdy maski opadają a dwoje ludzi spotyka się twarzą w twarz, może się zacząć przygoda zwana małżeństwem.

W swojej książce Zurhost przytacza wiele przykładów ze swojej praktyki terapeutycznej oraz swojego życia prywatnego i własnego małżeństwa. Jeden z wyrazistych przykładów dotyczy kobiety, która cierpiała z powodu nadwagi.  Podczas terapii odkryła, że przybranie na wadze miało miejsce wtedy, gdy próbowała stworzyć poważny związek z mężczyzną. Po przyjrzeniu się swoim przekonaniom na temat mężczyzn odkryła, że ma o nich bardzo złą opinię. Tak samo jak jej matka - wcześnie opuszczona przez ojca. Zaczęła podejrzewać, że tusza jest pancerzem, który ma ją zabezpieczać przed kontaktem z kimś, kto mógłby ją później opuścić. Pancerz ten nie jest wynikiem przemyślanej strategii a nieuświadomionego lęku. Stało się to jasne, gdy kobieta musiała wyjechać na kilka miesięcy do Egiptu – kraju, w którym mężczyźni lubią duże kobiety. Wróciła znacznie szczuplejsza. Mówiła, że kilogramy same znikały. Po prostu przestało się jej chcieć jeść.

W swojej książce dużo miejsca Zurhost poświęca prawdzie. Nie tylko tej o nas samych, ale także o tym, co dzieje się w naszych związkach. Autorka jest zwolenniczką mówienia o zdradzie, jeśli do takiej doszło. Uważa, że tylko prawda daje możliwość rozwoju w trójkącie. Choć słowo rozwój w kontekście zdrady może wydawać się wręcz szokujące, u Zurhost wynika z przekonania, że kryzys jest sytuacją sprzyjającą rozwojowi i może być nowym początkiem. By jednak nadeszło nowe, trzeba podzielić się doświadczeniem tego, co stare. Żeby związek mógł wejść w nowy etap, trzeba zakończyć i zrozumieć poprzedni. Ważna jest tu także rola wybaczenia.

W swojej książce Zurhost zajmuje się także kwestią miłości fizycznej. Jak pisze, chociaż współcześnie jesteśmy zalewani przez potop frywolnych obrazów nagości i namiętności, rzadko mówi się o nurcie spełnienia przepływającym między ciałami. Nigdzie nie rodzi się tyle obietnic, zamętu i urazów, co w sferze seksualności – pisze. Pierwotna seksualność jest przytłaczana wymogami technicznej sprawności. Według Zurhost tracimy kontakt z siłą życiową, zapominamy jak łatwo i żywo może się ona wyrażać przez nasze ciała. Ma to ogromny wpływ na nas wszystkich, ale zwłaszcza na młodych ludzi, którzy mają przed sobą swoje pierwsze doświadczenia. Zamiast myśleć czego chcą, zadają sobie pytanie o to, jak jest dobrze – tak, jakby istniał jakiś wzór, do realizacji którego wszyscy powinni dążyć. Zurhost odrzuca zewnętrzne wzory i nawołuje do wsłuchania się w siebie, bycia blisko własnej natury.

Natura pojawia się także w temacie męskości i kobiecości, który Zurhost pojmuje zupełnie inaczej, niż nurty emancypacyjne. Autorka pisze o kobiecym zagubieniu we współczesnym społeczeństwie, na które radą jest uznanie własnej siły danej przez naturę. Kobieta jest dla niej przewodniczką, która prowadzi mężczyznę w gąszcz wiodący ku sercu. Jest też jeziorem, w które wpływa rzeka – mężczyzna. Dla mnie osobiście jest to najsłabsza część książki. Choć jednak książka Zurhost ma swoje słabsze momenty, jako całość jest naprawdę świetna. Doświadczenie terapeutyczne autorki, jej pasja oraz wielość przywoływanych przez nią przykładów z gabinetu sprawiają, że jest to pozycja niezwykle rozwijająca i inspirująca.


Eva-Maria Zurhorst, „Kochaj siebie a nieważne, z kim się zwiążesz”, Wydawnictwo Czarna Owca, 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger