stycznia 19, 2017

Ostatni statek z Odessy



Niezwykła historia Erzsébet Fuchs, węgierskiej Żydówki, która po wielu latach powraca do wspomnień ze swych młodzieńczych lat, by opowiedzieć mało znaną historię wojny toczącej się na marginesie konfliktu, który zniszczył Europę.


Urodzona w Budapeszcie Erzsébet Fuchs dorastała w bogatej rodzinie poważanego właściciela fabryki a zarazem szczodrego dobroczyńcy i znaczącej postaci gminy żydowskiej oraz pięknej i młodej wirtuozki fortepianu. Do osiemnastego roku życia miała wszystko, czego rozpieszczona dziewczynka chcieć by mogła. Wszelkie wygody i cudownego kompana zabawy – „promieniejącego radością powiernika o złocistym spojrzeniu” – starszego brata.

Dzieciństwo małej Erzsébet kończy się wraz z jej osiemnastymi urodzinami, które okazują się być czymś więcej niż tylko symbolicznym przejściem w dorosłość. Podsłuchana na przyjęciu rozmowa zasiewa pewne wątpliwości, których potwierdzenie burzy dawny świat dziecka. Jej piękna matka okazuje się być macochą, „wujek Peter” dziadkiem, a ojciec kłamcą. Właściwie od tego odkrycia rozpoczyna się historia siedemdziesięcioośmioletniej  Erzsébet Fuchs, która w Ostatnim statku z Odessy zawarła wspomnienia z lat swojej młodości.

Odkrycie prawdy o nigdy niepoznanej matce daje początek nowemu rozdziałowi w życiu młodej węgierskiej Żydówki. Odtąd, niczym kostki domina, pod naporem wydarzeń zapoczątkowanych w 1939 roku, upadają kolejne wizje wymarzonej w dzieciństwie przyszłości. Rasistowskie ustawy odbierają Żydom prawo do własności. Po nieudanej próbie zachowania fabryki i utracie reszty majątku ojciec popełnia samobójstwo, brat wyjeżdża na przymusowe roboty a Erzsébet wraz z macochą pozostają bez środków do życia w małym wynajętym mieszkaniu. Światełkiem w szarej rzeczywistości okazuje się być pomysł ucieczki, poprzedzonej nauką francuskiego.

Lekcje języka francuskiego, jakich udziela Erzsébet młody lekarz odmieniają jej plany i los. Nie przez samą edukację oczywiście, a przez osobę przystojnego lekarza.

Henri Lanussé był jednym z młodych i niepokornych Francuzów, którzy zbiegli z różnych niemieckich obozów. Był także naczelnym lekarzem 1. batalionu 57. regimentu piechoty z Bordeaux a później także mężem i aniołem stróżem Erzsébet Fuchs. Jego odwaga, olbrzymia miłość, troska i pewność siebie, a także niesamowite poczucie humoru i zawód lekarza, umożliwiły Erzsébet przetrwanie. On i inni francuscy uciekinierzy stali się dla Erzsébet wybawieniem. Antyżydowskie ustawy odebrały mi młodość. Oni mi ją przywracali – napisała w swej książce po latach.

Erzsébet Fuchs wraz ze swoim mężem i jego przyjaciółmi wojnę przetrwała. Zapis historii tego przetrwania wolny jest zarówno od patosu jak i martyrologii. Jest wyważony, momentami ironiczny, momentami bardzo dowcipny. Z jednej strony przejmujący, z drugiej zdystansowany.

Podobno najlepsze scenariusze pisze samo życie. Odkąd przeczytałam Ostatni statek z Odessy nie śmiem w tą tezę wątpić. A przeczytałam go jednym tchem. Chłonąc każdą stronę coraz zachłanniej, łapczywiej, szybciej i szybciej i... z coraz większym niedowierzaniem. Niesamowitość życia głównej bohaterki, a zarazem autorki książki, na długo pozostawiła mnie w osłupieniu. Rozbudzająca, rosnącą z każdą kolejną stroną, ciekawość książka, pozostała w moich myślach na długo po jej przeczytaniu. Pozostawiła mnie w zachwycie nad nią samą, w podziwie dla ludzkiej odwagi i wytrwałości i w tęsknocie za tak piękną miłością. Miłością, która zwycięża upokorzenia, niedolę, choroby, brud i rozłąkę. Miłością, która pozwala na człowieczeństwo w godzinach tego człowieczeństwa pozbawiających.

Erzsébet Fuchs, "Ostatni statek z Odessy", Czytelnik 2008

Recenzja opublikowana na Histmag.org

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger