stycznia 01, 2017

Nieszpory


Agnieszka Drotkiewicz jest jedną z tych pisarek, po które sięgam wyjątkowo chętnie. Nie znaczy to, że jej książki należą do moich ulubionych, ale że zawsze jestem ich ciekawa. Z ciekawością sięgnęłam więc po „Nieszpory”, reklamowane przez Wydawnictwo Literackie jako „wnikliwy i wciągający obraz naszych czasów”. Agnieszka Drotkiewicz, jako autorka wielu wywiadów z fascynującymi, współczesnymi kobietami i mężczyznami, ludźmi rozmaitych zawodów, roczników i poglądów, wydała mi się bowiem osobą, która o naszej współczesności wie całkiem dużo. Nie zawiodłam się. Muszę jednak przyznać, że książka ta nie przemówiła do mnie tak, jak do Drotkiewicz przemówiła muzyka Monteverdiego. „Bezpośrednio do duszy” (skąd też, jako wyraz inspiracji  Monteverdim, nawiązanie do "Nieszporów maryjnych" w tytule książki). Z jednej strony, droga, jaką przebyłam od pierwszej do ostatniej strony książki wydała mi się krótka i przyjemna. Z drugiej strony wiem jednak, że zaliczyłam kilka wybojów…


Zacznę od wybojów. Czy ktoś wie, jaki kolor mają oczy amanta filmowego? Lub na czym polega darwinistyczne zbieranie jagód? Ja nie wiem. I nie mam pewności, czy nie wiem tego dlatego, że nie jestem w stanie ogarnąć głębi, którą prezentuje Drotkiewicz, czy też dlatego, że zamiast z głębią mam do czynienia z dziurą. Nie wiem więc, czy język opowieści jest poetycki czy po prostu zmanierowany. Z pewnością jednak dla wielu okaże się mało zrozumiały. Do tego jeszcze, charakterystyczne już dla Drotkiewicz, nazwy marek i obcojęzyczne wtrącenia. Także przypisy, w których autorka zwraca się bezpośrednio do czytelników i czytelniczek odbiegają od standardowych. Czy chodzi więc o to, że miało być oryginalnie?

Pomijając wyboje droga, którą przebywamy podążając za narracją autorki jest piękna i poruszająca. Impresja o samotności zdecydowanie odpowiada na potrzeby poszukujących współczesnych portretów.

Nie posiadająca życia osobistego Joanna, jej matka Sylwia („stonowana suka”), malarz, i jednocześnie facet Sylwii, Roman, oraz marząca o Paryżu przyjaciółka Sylwii – Helena – oto  czwórka naszych bohaterów.  Różnych a jednak w podobnej kondycji. Samotnych (choć nie zawsze samych), maskujących pustkę, zawiedzionych własnymi wyborami, nieszczęśliwych.

Moją ulubioną postacią jest 50-letnia Helena - sekretarka na wydziale romanistyki. Jej życie pełne jest codziennej zwyczajności i bylejakości. Dlatego też, by przetrwać, kobieta karmi się substytutem życia upragnionego. Najważniejszym jego elementem jest broszka Chanel. Nosić Chanel, to przecież prawie jak być w Paryż. Dlaczego polubiłam Helenę? Bowiem poznałam ich kilka w swoim życiu. I choć nie zawsze wiedziałam kim chciałabym zostać w przyszłości, wiedziałam, że z pewnością nigdy nie chcę być Heleną.

Nie znalazłam wśród bohaterów Drotkiewicz siebie takiej, jaką jestem teraz. Zobaczyłam jednak postać, jaką mogłabym się stać. I to było przerażające. Strach przed życiem, rozczarowujące spotkania, udawane spełnienie, rzeczywiste kompleksy, pustka… Dlatego właśnie „Nieszpory” postrzegam przede wszystkim jako przestrogę i zachętę do refleksji. Zachętę do przyjrzenia się własnym wyborom, pragnieniom i relacjom, ale także codzienności i temu, ile jest w niej życia, a ile udawania.


Agnieszka Drotkiewicz, „Nieszpory”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger