Agnieszka
Drotkiewicz jest jedną z tych pisarek, po które sięgam wyjątkowo chętnie. Nie
znaczy to, że jej książki należą do moich ulubionych, ale że zawsze jestem ich
ciekawa. Z ciekawością sięgnęłam więc po „Nieszpory”, reklamowane przez Wydawnictwo
Literackie jako „wnikliwy i wciągający obraz naszych czasów”. Agnieszka
Drotkiewicz, jako autorka wielu wywiadów z fascynującymi, współczesnymi
kobietami i mężczyznami, ludźmi rozmaitych zawodów, roczników i poglądów,
wydała mi się bowiem osobą, która o naszej współczesności wie całkiem dużo. Nie
zawiodłam się. Muszę jednak przyznać, że książka ta nie przemówiła do mnie tak,
jak do Drotkiewicz przemówiła muzyka Monteverdiego. „Bezpośrednio do duszy”
(skąd też, jako wyraz inspiracji Monteverdim,
nawiązanie do "Nieszporów maryjnych" w tytule książki). Z jednej strony,
droga, jaką przebyłam od pierwszej do ostatniej strony książki wydała mi się
krótka i przyjemna. Z drugiej strony wiem jednak, że zaliczyłam kilka wybojów…
Zacznę od
wybojów. Czy ktoś wie, jaki kolor mają oczy amanta filmowego? Lub na czym
polega darwinistyczne
zbieranie jagód? Ja nie wiem. I nie mam pewności, czy nie wiem tego dlatego, że
nie jestem w stanie ogarnąć głębi, którą prezentuje Drotkiewicz, czy też dlatego, że
zamiast z głębią mam do czynienia z dziurą. Nie wiem więc, czy język opowieści
jest poetycki czy po prostu zmanierowany. Z pewnością jednak dla wielu okaże
się mało zrozumiały. Do tego jeszcze, charakterystyczne już dla Drotkiewicz,
nazwy marek i obcojęzyczne wtrącenia. Także przypisy, w których autorka zwraca
się bezpośrednio do czytelników i czytelniczek odbiegają od standardowych. Czy
chodzi więc o to, że miało być oryginalnie?
Pomijając
wyboje droga, którą przebywamy podążając za narracją autorki jest piękna i
poruszająca. Impresja o samotności zdecydowanie odpowiada na potrzeby poszukujących
współczesnych portretów.
Nie
posiadająca życia osobistego Joanna, jej matka Sylwia („stonowana suka”), malarz, i jednocześnie facet
Sylwii, Roman, oraz marząca o Paryżu przyjaciółka Sylwii – Helena – oto czwórka naszych bohaterów. Różnych a jednak w podobnej kondycji.
Samotnych (choć nie zawsze samych), maskujących pustkę, zawiedzionych
własnymi wyborami, nieszczęśliwych.
Moją ulubioną postacią jest 50-letnia Helena - sekretarka na wydziale
romanistyki. Jej życie pełne jest codziennej zwyczajności i bylejakości.
Dlatego też, by przetrwać, kobieta karmi się substytutem życia upragnionego.
Najważniejszym jego elementem jest broszka Chanel. Nosić Chanel, to przecież prawie jak
być w Paryż. Dlaczego polubiłam Helenę? Bowiem poznałam ich kilka w swoim
życiu. I choć nie zawsze wiedziałam kim chciałabym zostać w przyszłości,
wiedziałam, że z pewnością nigdy nie chcę być Heleną.
Nie znalazłam wśród
bohaterów Drotkiewicz siebie takiej, jaką jestem teraz. Zobaczyłam jednak postać,
jaką mogłabym się stać. I to było przerażające. Strach przed życiem,
rozczarowujące spotkania, udawane spełnienie, rzeczywiste kompleksy, pustka… Dlatego właśnie „Nieszpory”
postrzegam przede wszystkim jako przestrogę i zachętę do refleksji. Zachętę do przyjrzenia
się własnym wyborom, pragnieniom i relacjom, ale także codzienności i temu, ile
jest w niej życia, a ile udawania.
Agnieszka Drotkiewicz, „Nieszpory”,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz