lipca 05, 2018

5 pytań do reporterki: Dorota Groyecka

fot. Adam Karbowski


Wciąż jeszcze czytasz książki reporterskie? Nie masz dość czytając na co dzień teksty do „Non/fiction”?
Nie odkryję niczego nowego – to, co staje się pracą, traci trochę uroku, nabiera innego charakteru. Na pewno przyjemność z czytania reportaży odkąd wydaję „Non/fiction” jest inna, bo stanowi redaktorskie wyzwanie. Praca nad naprawdę dobrym materiałem jest ekscytująca, a przestawianie fragmentów, wycinanie zbędnych słów i zdań, to trochę taka chirurgiczna podnieta i dobre ćwiczenie dla mózgu. Ale szkoda mi trochę utraty czytelniczej niewinności – czytam teraz dużo bardziej czepliwie, wkurzam się, kiedy w książkach znajduję oczywiste błędy redaktorskie czy korektorskie. Tym, czego czasem mam dość w literaturze faktu, jest powtarzalność stylu. Dlatego w czasie wolnym od redagowania sięgam po beletrystykę i trochę poezji. Szukam ciekawych formalnych rozwiązań i luzu, na który pozwala zmyślanie.

A gdzie Twoim zdaniem w reportażu kończy się literacki styl autorów i autorek a zaczyna kłamstwo?
To ciekawe, że musimy zadawać sobie to pytanie, bo wydawałoby się, że odpowiedź jest prosta – tam, gdzie opowieść jest niezgodna z faktami. Ale trzeba zwrócić jeszcze uwagę na drugą sprawę – korzystanie z dorobku innych ludzi – dziennikarzy, dokumentalistów, naukowców. Nie można opierać swojej opowieści na ich pracy, bez wyraźnego oznaczenia tych miejsc w tekście. Nie jest w porządku używanie stylistycznych zabiegów, które mogą wprowadzać czytelnika w błąd, czyli np. sugerować, że spotkaliśmy się z bohaterem tekstu albo byliśmy naocznymi świadkami jakiegoś wydarzenia, jeśli tak nie było. Najlepszym zdarza się tu potknąć.

Masz książkę do której regularnie wracasz?
W dzieciństwie bardzo często wracałam do swoich ulubionych książek – m.in. do wszystkiego co napisała Astrid Lindgren, do przygód Pana Samochodzika czy Muminków. Wtedy nie miałam poczucia, że życie jest zbyt krótkie, żeby jedną książkę czytać 10 razy. Teraz w czytanie wkrada się poczucie powinności, ambicja i social media – deprymują mnie posty znajomych, w których podliczają, ile książek przeczytali już od początku roku. Pewnie to samo czują ludzie, którym zależy na rzeźbie ciała, kiedy oglądają na Instagramie zdjęcia sportowców i modeli. A ja niestety nie czytam superszybko i chociaż właściwie każdego dnia towarzyszy mi jakaś książka, to moje roczne zestawienia nie są imponujące. Strasznie lubię Otę Pavla za to, że przyznawał się do czytelniczego ignoranctwa. W pewnym momencie miał zabrać się za krótką listę klasyków, a kiedy dobrnął do końca stwierdził, że nie musi już znać innych książek. Może w tym szaleństwie jest metoda? W każdym razie ostatnimi czasy rzadko pozwalam sobie na powroty, ale jak już, to np. do swoich absolutnych mistrzyń – Getrudy Stein, znów Tove Jansson i Jane Bowles. Uwielbiam i jednocześnie nienawidzę tej ostatniej za to, że zostawiła po sobie tak mało – zaledwie jedną powieść, cienki zbiór opowiadań i sztukę teatralną. Ale może wystarczy w życiu napisać jedną genialną książkę?

A ostatnio, która książka zrobiła na Tobie największe wrażenie?
„Zapiski z domu wariatów”, Christine Lavant. Po lekturze byłam pewna, że oparła tę książeczkę na zapiskach, które prowadziła przebywając w szpitalu psychiatrycznym w 1935 roku. Później trafiłam na informację, że nikt z personelu nie przypominał sobie, żeby Lavant prowadziła dziennik czy cokolwiek notowała. W niesamowity sposób udało się jej po 10 latach wydobyć z pamięci atmosferę kliniki i emocje, które odczuwa pacjent, będący na granicy – dla jednych zbyt normalny, dla innych zbyt szalony. U nas wydana dopiero w zeszłym roku przez Ossolineum.

Co teraz czytasz?
„Moje ostatnie tchnienie”. Luis Buñuel już na pierwszej stronie zaznacza: „Nie jestem człowiekiem pióra. Książkę tę pomógł mi napisać Jean-Claude Carriere, zachowując wiernie wszystko, co mu powiedziałem podczas naszych długich rozmów”. I faktycznie, to coś między autobiografią a rozmową rzeką, z której wycięto pytania. Łapię się na tym, że obmyślam, jak inaczej uporządkowałabym niektóre fragmenty. Ale wciągnęła mnie od pierwszych zdań: „Dopiero kiedy zaczynamy tracić pamięć, choćby po trochu, zdajemy sobie sprawę, że pamięć jest istotą całego naszego życia. Życie bez pamięci nie byłoby życiem, tak jak inteligencja bez możności wysławiania się nie byłaby inteligencją. Nasza pamięć jest naszą spójnią, naszym rozumem, naszym działaniem, naszym czuciem. Bez niej jesteśmy niczym”.  

Dorota Groyecka  - Absolwentka dziennikarstwa, filologii polskiej, kulturoznawstwa i Polskiej Szkoły Reportażu. Autorka książki „Gentryfikacja Berlina. Od życia na podsłuchu do kultury caffe latte”. Redaktorka naczelna nieregularnika reporterskiego „Non/fiction”.


….

„5 pytań do reportera/reporterki” to nowy cykl krótkich tekstów, w których reporterzy i reporterki odpowiadają na pytania, dla których punktem wyjścia są książki. Plan jest taki, że teksty będą ukazywać się w każdy wtorek, ale zobaczymy jeszcze jak to się uda ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger