„Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie” to książka
mocniejsza niż najczarniejsza z kaw. Podczas lektury szczęka opada naprawdę
nisko, serce bije mocno, mózg niedowierza a krew pulsuje z pięciokrotną siłą.
Wydarzenia w niej opisane smucą, przerażają i wkurzają. Te wydarzenia to jednak
nie tylko to, co działo się w ośrodku wychowawczym prowadzonym przez siostry
boromeuszki, ale przede wszystkim co działo się wokół ośrodka. Zobojętnienie
ludzi i konformizm instytucji, które przez lata nie zrobiły nic, by ukrócić
okrutne praktyki sióstr.
Justyna Kopińska, rewelacyjna reporterka obdarzona
nie tylko talentem pisarskim, ale także niezwykłą wrażliwością, pokazuje w
swojej książce mechanizm patologii, który przez wiele lat świetnie funkcjonował
w ośrodku w Zabrzu, ale także wokół niego. Jedną z części tego mechanizmu jest
głębokie przekonanie co do pewnych atutów osób duchownych. Ufamy, że są to
ludzie dobrzy, łagodni, niepragnący nikogo skrzywdzić (a już zwłaszcza
najmłodszych i najsłabszych). Przy tak dużym zaufaniu łatwo o brak obiektywizmu
oraz chęć wyparcia faktów, które po prostu nie współgrają z naszymi
przekonaniami.
Odwołując się do książki Ervinga Goffmana
„Instytucje totalne” Kopińska zwraca także uwagę na totalność instytucji. W Ośrodku Sióstr Boromeuszek nastąpiło
skrzyżowanie dwóch instytucji totalnych – sierocińca i zakonu. W ten sposób zarówno
kadra, jak i wychowankowie byli w ośrodku non stop. Podwójnie narażeni na
wszystkie wypaczenia, które zwykle istnieją w tego typu miejscach – pisze
Kopińska.
Wypaczenia, do których dochodziło w ośrodku to
przede wszystkim różne rodzaje przemocy stosowane przez siostry. Okrucieństwo
sióstr zdawało się nie mieć granic. Żyjące w ciągłym zastraszeniu dzieci, były
w ośrodku upokarzane, bite, molestowane i gwałcone.
Dzieci, które dotknęła przemoc ze strony sióstr były
sierotami, dziećmi oddanymi przez rodziców, dziećmi z rozmaitymi problemami,
dziećmi chorymi, potrzebującymi szczególnej opieki i wsparcia. To co otrzymały
było często czymś jeszcze gorszym od tego, przed czym uciekały. I wreszcie,
kiedy najodważniejsi zdobyli się by zaprotestować, by poinformować osoby z
zewnątrz o sytuacji w ośrodku, większość tej pomocy odmówiła. Uznane za
niewdzięczne, do szpiku złe, czy konfabulujące dzieci długo były ze swym
cierpieniem same. Dorośli - opiekunowie, nauczyciele, lekarze, instytucje,
policjanci… zawiedli. Bolesne jest to rozczarowanie.
Niestety, nie jest tak, że po opuszczeniu ośrodka
dawni wychowankowie zaczynają całkowicie nowe, lepsze życie. Wielu z nich jako
dorośli już ludzie żyje w sposób zgodny z tym, jak zostali ukształtowani w
ośrodku. Gwałty i przemoc zadawana innym z czasem stały się dla nich czymś
normalnym. Kontynuują to więc także na zewnątrz. Niekoniecznie rozumiejąc, że
postępują źle.
Niezwykle smutna jest umieszczona pod koniec książki
„Opowieść Karola”. Chłopaka, który bardzo chciałby pokochać swojego syna, ale
po prostu nie wie, jak to zrobić. Prawdopodobnie nikt mu wcześniej nie pokazał
jak się kocha. Najprawdopodobniej Karol nie doświadczył miłości.
Niesamowicie smutny obraz maluje na kartach swojej
książki Kopińska. Musimy jednak pamiętać, że jest to obraz prawdziwy, i
niezależnie od tego jak bardzo bolą od niego oczy, nigdy nie powinniśmy się od
niego odwracać. Niech nam służy ku przestrodze i dla zwiększenia naszej świadomości.
Justyna Kopińska, "Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie", Świat Książki 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz