W swojej książce Colson Whitehead materializuje dość umowny
szlak, którym uciekali niewolnicy. Sieć dróg, domów i społeczności staje się najprawdziwszą koleją, pomagającą tym, którym pomóc chce niewielu. Z jej usług korzysta Cora – główna bohaterka powieści.
Po ucieczce z plantacji w Georgii, Cora zbiega jeszcze kilkakrotnie. Z różnych miejsc, od rozmaitych wydarzeń i przed
konkretnymi ludźmi. Przemierza Amerykę, której
kolejne stany przypominają nieco różne stany świadomości. Fakty i fikcja są w
nich nieodłącznymi składnikami koktajli, które w różnych częściach książki występują
w różnych wariantach i proporcjach. Smutnym zwieńczeniem
faktycznych opisów jest niekończący się motyw ucieczki. Niekończący, bo przed białą,
nieznoszącą inności Ameryką nie da się
uciec.
Podoba mi się szary świat z książki i jego realizm. Wiarygodne
postacie, które nie są czarno-białe. Podobają mi się dobrzy biali
i niewolnicy, którzy kolaborują z tymi złymi. Podobają mi się aluzje do
współczesności i sam temat.
„Kolej podziemna” to
książka o kwestiach fundamentalnych. O nierównościach, przemocy,
dyskryminacji, rasizmie. To książka ważna, potrzebna...
Nie jest to jednak lektura porywająca. Nie zatonęłam w
słowach Whiteheada. Nie popłynęły mi łzy. Nie zalała mnie złość. Czas czytania
był czasem suszy. Oczywiście, ta książka daje do myślenia, ale jeśli chodzi o
emocje, mi zdecydowanie czegoś zabrakło.
Colson Whitehead, „Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki”,
Wydawnictwo Albatros