Wszystko zaczyna się od kobiety. Ale wcale nie od tytułowej Lissy.
Początek lawinie wydarzeń daje Marlene. Pewnego dnia kobieta znika. A wraz z
nią szmaragdy wyjęte z mężowskiego sejfu. Zielone kamienie, niczym pierwsza
kostka domina, uruchamiają bieg wydarzeń, których już nic nie będzie w stanie
zatrzymać.
Zaginięcie kobiety ze szmaragdami wywołuje niemałe
poruszenie. Ponieważ sprawa wykracza poza typowe małżeńskie konflikty, zaraz po
mężu do akcji wkraczają, a czasem siłą zostają do niej wciągnięci, kolejni
mężczyźni. Moritz, Georg, Kapitan Carbone, Adwokat i Zaufany Człowiek. Przy
czym ingerencja tego ostatnego oznacza pociągnięcie za spust – kula będzie
lecieć tak długo, aż trafi na do celu. Nie da się jej zawrócić.
O tym, gdzie jest Marlene, wiemy tylko my i Simon Keller.
Samotnik żyjący wysoko w górach. Potężny i silny człowiek z darem opowiadania.
Młodziutka kobieta i starszy mężczyzna zaczynają budować relację. Powoli otwierają
się na siebie i przed sobą. Ale nie wszystkie sekrety wychodzą na jaw. Nikt w
końcu nie lubi chwalić się ukrytymi trupami w szafie. Dosłownie.
Po zaginięciu Marlene dowiadujemy się o jeszcze jednym
męskim bohaterze opowieści. Jest nim Klaus. Ktoś, kogo Marlene kocha. By
dowiedzieć się, kim jest, musimy jednak uzbroić się w odrobinę cierpliwości.
Nie jest to zresztą jedyne pytanie, na które wyczekujemy odpowiedzi. Długo nie
wiemy też, kim jest tytułowa Lissy. Postacią z przeszłości, siostrą, kobietą? A
może zwierzęciem o dziwnej mocy, drapieżną świnią?
Książka „Lissy” to dobrze napisana powieść, która niemal
przez całą lekturę trzyma w napięciu. Przyznaję, jej koniec zaskakuje. Ale poza
zapewnieniem rozrywki wszystkim tym, którzy lubią thrillery, książka daje też
do myślenia. Uwielbiam w niej te fragmenty, w których autor przybliża
dzieciństwo bohaterów. Cieszę się, że mogłam dowiedzieć się, kim był kiedyś
trzęsący całym miastem kryminalista. Jakim chłopcem był zabójca nieodczuwający
emocji. A jakim ten, który zamiast ludzi woli trzodę. Jaką dziewczynką była
młoda żona bogacza, która świetnie wie, jak wydoić krowę. I wreszcie, jak
wyglądała ich relacja z rodzicami. Co otrzymali w spadku. Jaki skarb, czy też
jaką ranę…
Fakt, że w książce pojawiają się wyrywki z dzieciństwa
bohaterów, musi mieć swój powód. Czy Luca D’Andrea nie stara się nam
powiedzieć, że nasza przyszłość kształtowana jest już od najmłodszych lat? Bardzo
wiele rzeczy składa się na to, kim kiedyś będziemy. Co osiągniemy lub też do
czego nigdy nie dojdziemy. W jakiś sposób wszyscy jesteśmy dziećmi, którym
kiedyś czegoś zabrakło. Wszyscy też jesteśmy dorosłymi, którzy w swoich szafach
mają coś do ukrycia.
Luca D’Andrea „Lissy”, Wydawnictwo W.A.B. 2018