Natalkę Śniadanko poznałam w październikowy wieczór 2008
roku. Okazją do spotkania była premiera jej książki „Ahatanhel”. Jedne z
najżywszych wspomnień, które zachowałam z tego wieczoru, dotyczą ognistego
koloru włosów pisarki oraz ironii, o której mówiła w kontekście tworzonej przez
siebie literatury, i którą posługiwała się mówiąc o samej sobie. Wspomnienia te
sprawiły, że ta drobna ukraińska pisarka zapisała się w mojej głowie jako osoba
ciepła, niepozbawiona dystansu do siebie i do świata oraz ciekawa. To wystarczyło
by z niecierpliwością wyczekiwać każdej z jej kolejnych wydawanych w Polsce
książek. I by do nich po latach wracać.