kwietnia 30, 2017

Księga cytatów. Najpopularniejsze motywy literackie

Księga cytatów. Najpopularniejsze motywy literackie

Po „Księgę cytatów” sięgnęłam z tęsknoty za omawianą w szkole klasyką literatury, którą gdy był czas, przyznaję, nie zawsze czytałam. Już pierwszy kontakt z „Księgą” był jednak zdecydowanie bardziej spotkaniem ze szkołą niż z literaturą.

Jak piszą autorzy książki, jest ona przeznaczona przede wszystkim dla uczniów piszących szkolne rozprawki, eseje i referaty oraz dla przyszłych maturzystów. Książka ta ma być więc bardzo praktyczną pomocą przy wykonywaniu bardzo konkretnych prac.

Zawarte w niej cytaty pochodzą z utworów powstałych w okresie od VIII wieku p.n.e. do początków XXI stulecia. Jest to przede wszystkim literatura piękna – proza, poezja i dramat, ale nie zabrakło także publicystyki, pamiętników i listów.

Cytaty, zgodnie z tytułem, stanowią najważniejszą część książki. W zależności od tego, czy mamy do czynienia z cytatami z dzieł znanych autorów, cytatami ze średniowiecznych utworów anonimowych, z Biblii, czy z utworów antycznej literatury łacińskiej, ich porządek wygląda nieco inaczej. Klucz został podporządkowany użyteczności. A wszystko bardzo jasno zostało objaśnione we wprowadzeniu.

Oprócz cytatów w książce znajdziemy także kalendarium urodzin i śmierci twórców, kalendarium historii literatury, indeks autorów i ich dzieł, indeks tytułów dzieł oraz indeks motywów literackich. Jak słusznie zauważają autorzy, zwłaszcza indeks motywów, ze względu na to jak często pojęcie „motyw” pojawia się w tematach szkolnych wypracowań, może być szczególnie użyteczny. Został więc zaprojektowany tak, by pozwolić uczniowi, w bardzo prosty sposób, dotrzeć do wątków, do których potrzebuje dotrzeć w danym momencie.

Po zapoznaniu się z książką widać, że jej autorzy postarali się, by korzystanie z „Księgi” było możliwie najłatwiejsze. Stworzyli oni bardzo praktyczne narzędzie, które dla wielu uczniów może okazać się nieocenioną szkolną pomocą.

„Księga cytatów” jest wręcz idealnie dopasowana pod szkolny system. Spotkanie z tą książką, a poprzez nią spotkanie ze szkołą, uświadomiło mi dlaczego nie przeczytałam kiedyś tych wszystkich lektur, które przeczytać powinnam. Dlatego, że szkolny system wymagał czytania specyficznego. Nie było odkrywania nowych lądów i poszerzania horyzontów. Było poznawanie tego, co zostało już ustalone. Odgadywanie, co autor miał na myśli (a była tylko jedna poprawna odpowiedź!), zapamiętywanie „prawd”, dogmatyzm, kodowanie słów-kluczy. Nie czytałam, bo nie chciałam zostać komputerem.

Wracając do samej „Księgi”, jej autorzy zapewniają, że wierzą, iż korzystanie z książki pozwoli uczniowi na samodzielne poszukiwania i dociekania. Zastanawia mnie jednak kto zarazi tego ucznia pasją dociekań. Z pewnością nie szkoła. I książki skonstruowane tak, by były w tej szkole jak najbardziej pożyteczne również nie. A szkoda…

Szkoda, że w książce tak mocno postawiono na jej użyteczność, podporządkowując właśnie temu praktycznemu wymiarowi całość. Myślę, że bez szkody dla uczniów byłoby zamieszczenie w książce elementów inspirujących, pokazujących wielość możliwych interpretacji, czy propozycji literatury spoza systemu. Generalnie, przydałoby się mniej systemowości. W krótkich biografiach autorów można by na przykład postawić na mniej oczywiste fakty z życia twórców. Uprzedzając argument o ograniczoności miejsca w książce, zaproponowałabym usunięcie z niej np. kalendarium urodzin i śmierci twórców oraz indeks autorów i ich dzieł. To są rzeczy, które nie jest przecież trudno znaleźć. A jeśli autorzy naprawdę mają nadzieję na samodzielne poszukiwania i dociekania uczniów, mogliby dać im na to trochę więcej przestrzeni.


Agata Hącia, Ewa Wolańska, Adam Wolański, „Księga cytatów. Najpopularniejsze motywy literackie”, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2017

kwietnia 29, 2017

Paw królowej

Paw królowej

„Paw królowej” to książka-piosenka. Masłowska rapuje w niej o hipokryzji popkultury, o Warszawie i o Polsce w ogóle. A rapując wyszydza. Kpina nie omija niczego. Kariery i ambicji bohaterów, funduszy europejskich, polskich kompleksów, a nawet narracji samej Masłowskiej. Jako MC Doris autorka zmienia swój fristajl w pastisz. Zamiast o super samochodach, bogatych facetach i seksownych kobietach rapuje bowiem o gotowaniu butelek, świadkach Jehowy i ekspedientkach sprzedających nieświeże pieczywo w praskim sklepiku.

Rozbieżność między zamkniętą w hiphopowych rytmach i rymach formą książki a jej treścią, obrazuje rozbieżność między popkulturą i światem realnym. Rozbieżność między kolorowym, błyszczącym opakowaniem i jego szarą zawartością.

Bohaterowie popkultury wiodą coś na kształt podwójnego życia. Życie to dominuje zmyślona doskonałość, wizerunek, fikcja na sprzedaż. Gdzieś pod tą kreacją, niczym pod patchworkową kołdrą, rozgrywa się codzienność - to, co autentyczne - domowość i wspomniane gotowanie butelek.
Jednym z bohaterów książki, co najmniej tak samo ważnym jak marzący o byciu Szwedem Stanisława Retro, jest miasto. Warszawa. Podzielona na centrum i Pragę, którą Masłowska nazwała kiedyś wsią w wielkim mieście. Wsią modną, przez co pełną kontrastów. Miejscem, w którym bogaci odgradzają się od biednych. Gdzie strzeżone osiedla strzegą kontaktu z prawdziwym życiem, które nie wygląda jak reklama i nie wszystkie drzwi otwiera pilot.

Dużo w tej książce kontrastów. Masłowska - niezwykle uważna obserwatorka i bezkompromisowa krytyczka, opisuje rzeczywistość pełną podziałów. Punktuje podziały architektoniczne, rozwarstwienie społeczne i hipokryzję dnia codziennego.  A od zakłamania aż zbiera się autorce na mdłości. Stąd tytułowy paw, który bynajmniej nie jest pięknym kolorowym ptakiem, z królewskiego ogrodu.

„Paw królowej” to książka mocna i celna. Słowa, rytm i rym składają się jednak na koktajl, który z pewnością nie jest łatwo przełknąć. Ale warto. Ma on moc ożywczą.


 Dorota Masłowska, „Paw królowej”, Noir Sur Blanc, Warszawa 2017

kwietnia 23, 2017

Kochaj siebie a nieważne, z kim się zwiążesz

Kochaj siebie a nieważne, z kim się zwiążesz

To obojętne, kogo poślubisz. I tak spotkasz w nim samego siebie. Tym mocnym przesłaniem Eva-Maria Zurhorst zaczyna pierwszy rozdział swojej książki. Autorka przekonuje, że druga osoba jest lustrem, w którym często widzimy własne niespełnione potrzeby, blokady i rany. Wydaje nam się, że patrząc na naszego partnera czy partnerkę dostrzegamy cechy, które drażnią nas w nim/niej. Tak naprawdę, są to jednak rzeczy, które drażnią nas w nas samych.

Ponieważ niezależnie od tego, kogo spotkasz, spotkasz siebie, możesz zostać z osobą, z którą jesteś teraz. Niezależnie od tego, jak niemiły wydaje ci się ten stan. Tam, gdzie jesteś jak w potrzasku, ogarnia cię uczucie chłodu, elektryzującego gniewu, bezbrzeżnej nienawiści i odrazy, tam właśnie, w swoim wnętrzu, masz mnóstwo do zrobienia – pisze autorka.

Nie tylko partner jest naszym lustrem, ale i cały nasz związek. To lustro znajduje się według Zurhost na końcu naszego nosa. Gdziekolwiek nie spojrzymy, jakkolwiek nie odkręcimy głowy, i tak zobaczymy tylko siebie. Dlatego też autorka uważa związek za przygodę dającą nam niezwykłą możliwość rozwoju.

Będąc w związku bardzo często pragniemy, by nasz partner zmienił się. Wydaje nam się, że nie jesteśmy w stanie żyć z pewnymi jego czy jej cechami. To, co budzi w nas druga osoba, tylko pozornie jest brakiem akceptacji dla niej samej ze względu na to jaka jest. W rzeczywistości ten brak akceptacji  wynika z tego, że jej cechy budzą w nas nieuświadomione wspomnienie naszego dawnego bólu i poczucie winy. Dlatego, jeśli uporamy się z własnym bólem i zaakceptujemy siebie, będziemy w stanie zaakceptować także innych. Bez miłości do siebie, miłość do innych zawsze będzie utrudniona.

Co znaczy uporać się z własnym bólem? Zurhost bardzo obrazowo pisze o zdjęciu z siebie wielkiej papierowej kukły. Ta kukła to nasz kokon bezpieczeństwa. W jego wnętrzu kryjemy to, kim jesteśmy naprawdę. Strach sprawia, że boimy się odsłonić. Dopóki jednak tego nie zrobimy, dopóty ani my sami, ani też inne osoby, nie poznają nas naprawdę. Zdjęcie kukły jest pokazaniem dawnego bólu i ran. Dopiero wtedy, jak pisze Zurhost, gdy maski opadają a dwoje ludzi spotyka się twarzą w twarz, może się zacząć przygoda zwana małżeństwem.

W swojej książce Zurhost przytacza wiele przykładów ze swojej praktyki terapeutycznej oraz swojego życia prywatnego i własnego małżeństwa. Jeden z wyrazistych przykładów dotyczy kobiety, która cierpiała z powodu nadwagi.  Podczas terapii odkryła, że przybranie na wadze miało miejsce wtedy, gdy próbowała stworzyć poważny związek z mężczyzną. Po przyjrzeniu się swoim przekonaniom na temat mężczyzn odkryła, że ma o nich bardzo złą opinię. Tak samo jak jej matka - wcześnie opuszczona przez ojca. Zaczęła podejrzewać, że tusza jest pancerzem, który ma ją zabezpieczać przed kontaktem z kimś, kto mógłby ją później opuścić. Pancerz ten nie jest wynikiem przemyślanej strategii a nieuświadomionego lęku. Stało się to jasne, gdy kobieta musiała wyjechać na kilka miesięcy do Egiptu – kraju, w którym mężczyźni lubią duże kobiety. Wróciła znacznie szczuplejsza. Mówiła, że kilogramy same znikały. Po prostu przestało się jej chcieć jeść.

W swojej książce dużo miejsca Zurhost poświęca prawdzie. Nie tylko tej o nas samych, ale także o tym, co dzieje się w naszych związkach. Autorka jest zwolenniczką mówienia o zdradzie, jeśli do takiej doszło. Uważa, że tylko prawda daje możliwość rozwoju w trójkącie. Choć słowo rozwój w kontekście zdrady może wydawać się wręcz szokujące, u Zurhost wynika z przekonania, że kryzys jest sytuacją sprzyjającą rozwojowi i może być nowym początkiem. By jednak nadeszło nowe, trzeba podzielić się doświadczeniem tego, co stare. Żeby związek mógł wejść w nowy etap, trzeba zakończyć i zrozumieć poprzedni. Ważna jest tu także rola wybaczenia.

W swojej książce Zurhost zajmuje się także kwestią miłości fizycznej. Jak pisze, chociaż współcześnie jesteśmy zalewani przez potop frywolnych obrazów nagości i namiętności, rzadko mówi się o nurcie spełnienia przepływającym między ciałami. Nigdzie nie rodzi się tyle obietnic, zamętu i urazów, co w sferze seksualności – pisze. Pierwotna seksualność jest przytłaczana wymogami technicznej sprawności. Według Zurhost tracimy kontakt z siłą życiową, zapominamy jak łatwo i żywo może się ona wyrażać przez nasze ciała. Ma to ogromny wpływ na nas wszystkich, ale zwłaszcza na młodych ludzi, którzy mają przed sobą swoje pierwsze doświadczenia. Zamiast myśleć czego chcą, zadają sobie pytanie o to, jak jest dobrze – tak, jakby istniał jakiś wzór, do realizacji którego wszyscy powinni dążyć. Zurhost odrzuca zewnętrzne wzory i nawołuje do wsłuchania się w siebie, bycia blisko własnej natury.

Natura pojawia się także w temacie męskości i kobiecości, który Zurhost pojmuje zupełnie inaczej, niż nurty emancypacyjne. Autorka pisze o kobiecym zagubieniu we współczesnym społeczeństwie, na które radą jest uznanie własnej siły danej przez naturę. Kobieta jest dla niej przewodniczką, która prowadzi mężczyznę w gąszcz wiodący ku sercu. Jest też jeziorem, w które wpływa rzeka – mężczyzna. Dla mnie osobiście jest to najsłabsza część książki. Choć jednak książka Zurhost ma swoje słabsze momenty, jako całość jest naprawdę świetna. Doświadczenie terapeutyczne autorki, jej pasja oraz wielość przywoływanych przez nią przykładów z gabinetu sprawiają, że jest to pozycja niezwykle rozwijająca i inspirująca.


Eva-Maria Zurhorst, „Kochaj siebie a nieważne, z kim się zwiążesz”, Wydawnictwo Czarna Owca, 2017

kwietnia 13, 2017

Dla Isabel. Mandala

Dla Isabel. Mandala

Mandala jest motywem artystycznym. Wywodzi się z tradycji hinduskiej a popularnością cieszy się zwłaszcza w buddyzmie tantrycznym. Jest harmonijnym połączeniem koła i kwadratu. Połączeniem symbolu nieba, doskonałości, transcendencji i nieskończoności z symbolem ziemi i tego co związane z człowiekiem. Nazwa mandala oznacza koło życia, cały świat, święty krąg. Dla mnichów buddyjskich tworzenie a następnie niszczenie mandali stanowi drogę transformacji i jest rodzajem medytacji. Słynny psychoanalityk Carl Gustav Jung dostrzegł terapeutyczne działanie mandali, która pomaga w odzyskaniu równowagi i harmonii wewnętrznej. Tak pojmowany cel mandali – jako odzyskanie wewnętrznego spokoju – może być kluczem do zrozumienia zachowania głównego bohatera książki Tabucchiego.

Bohater, Tadeus Slowacki, zatacza kręgi. Tworzy mandalę. Zbliża się do centrum.

Tadeus jest portugalskim pisarzem polskiego pochodzenia. Poszukuje dawno nie widzianej przyjaciółki, o której słyszał, że popełniła samobójstwo. Rozmawiając z ludźmi, których znała, podążając jej śladami – przez Lizbonę Salazara, Alpy Szwajcarskie, włoską Ligurię i chińskie Makau, Tadeus chce poznać prawdę. Nie tylko o Isabel. Tadeus poszukuje „Prawdy”  - przez wielkie „P”.

Obok bohatera także sam autor tworzy mandalę. Jego rozpisana na kręgi powieść obfituje w spotkania tego co ziemskie i skończone, z tym co transcendentne.

Niezwykły jest klimat powieści. Nietuzinkowi bohaterowie, niesamowite wydarzenia, tajemnica…

„Dla Isabel. Mandala” jest ostatnią powieścią Antonio Tabucchiego. Pierwszą wydaną pośmiertnie. Uważany za jednego z najwybitniejszych włoskich pisarzy współczesnych autor pisał ją w szkolnych zeszytach z czarną, impregnowaną okładką. Nazwał ją „osobliwą powieścią, dziwnym stworzeniem niczym jakiś nieznany chrząszcz w postaci skamieliny”. W istocie, jest to powieść osobliwa.

Antonio Tabucchi, „Dla Isabel. Mandala”, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2017

kwietnia 11, 2017

Totalnie nie nostalgia. Memuar

Totalnie nie nostalgia. Memuar

Wspaniała, poruszająca, odważna i szczera autobiograficzna opowieść o dzieciństwie w czasach komunizmu oraz dojrzewaniu w cieniu ojca tyrana. Jedna z najlepszych książek jakie ostatnio przeczytałam, oraz jeden z najlepszych komiksów, jakie przeczytałam w życiu.

Autorką memuaru jest mieszkająca w Australii Wanda. Inteligentna i oczytana feministka, która postanawia wrócić do czasów dzieciństwa w Polsce i napisać o sobie, swoich siostrach i matce. „Musimy być swoimi własnymi heroinami” – przekonuje najbliższe sobie kobiety. Najbardziej sceptyczna do pomysłu Wandy jest oczywiście mama. W końcu w dzieciństwie często powtarzała córkom, że o tym, co dzieje się w domu nie powinno się opowiadać na zewnątrz. W powieści graficznej nie tylko się zaś mówi, ale nawet pokazuje…

Decyzja Wandy jest jednak przemyślana i wynika z jej głębokich przekonań. Jak mówiła Carol Hanisch, do której odwołuje się autorka, prywatne jest polityczne. Osobiste problemy, dominacja mężczyzn, przemoc, to wszystko znajduje się w sferze polityki. Tylko pokazanie tych kwestii, wyniesienie ich na światło dzienne, może coś zmienić. To co robi Wanda, to metaforyczne odsłonięcie zasłon, które całkiem realnie, lata temu zasłaniała w oknach jej mama. Sytuacje, które dawniej matka ukrywała przed spojrzeniami innych, teraz córka innym relacjonuje. A robi to w sposób szczery i odważny. Bez nostalgii.

Wśród wielu ważnych wątków, które wzruszyły mnie podczas lektury książki, dorastanie w osamotnieniu poruszyło mnie chyba najbardziej. Dojrzewanie w domu styranizowanym przez narcystycznego i przemocowego ojca, jest szczególnie trudne przy braku wsparcia. Matka, z jednej strony sama jest ofiarą przemocy, z drugiej strony po prostu nie umie okazać córce ciepła, którego ta potrzebuje. Poza domownikami nikt nie zna prawdy o rodzinie, która na zewnątrz wydaje się idealna. Jedynym oparciem mogą być więc siostry. Ta solidarność ofiar, te sceny, w których dzieci próbują się wzajemnie chronić i podnosić  na duchu, wzruszają, ale też wywołują złość. Nie tak przecież powinno to wszystko wyglądać…

Jak pisze autorka, uzależnienie od osobowości i terroru ojca oraz cierpienie z powodu strachu, gniewu i poczucia winy, wytworzyło w siostrach mechanizmy obronne. Akceptację tego stanu rzeczy oraz granie narzuconych ról. Wanda przeistoczyła się w dziecko bohatera - małego rodzica, nadobowiązkową i nadodpowiedzialną mamę zastępczą. Młodsza Ania stała się niewidoczna – wycofana, niepotrafiąca się buntować i stawiać granic. Jeszcze młodsza Gusia weszła w rolę kozła ofiarnego. Zbuntowaną, niedocenianą „czarną owcę”. Najmłodsza Iza to maskotka – nadaktywna, często odgrywała rolę sędziego.

Mimo wielu trudnych tematów są w książce także opowieści piękne. Przede wszystkim piękna relacja łącząca małą Wandę z babcią.

Książka, która dość naturalnie przywodzi na myśl „Fun home. Tragikomiks rodzinny”, mi przypomina inną poruszającą i trudną historię dojrzewania dziewczynki – „Perspepolis”. Choć Marjane Satrapi dorastała w Iranie, a wróg, który zakłócał spokój rodziny był wrogiem zewnętrznym, jej dzieciństwo miało zaskakująco wiele elementów wspólnych z dzieciństwem Wandy. Na przykład miłość do książek, które wyczarowywały inny, lepszy od realnego świat.

„Totalnie nie nostalgia” to mądra, ważna, miejscami piękna, miejscami smutna i totalnie fantastyczna książka. Polecam!




Wanda Hagedorn, Jacek Frąś, „Totalnie nie nostalgia. Memuar”, Wydawnictwo Komiksowe 2017

kwietnia 10, 2017

Poddaję się. Życie muzułmanek w Polsce

Poddaję się. Życie muzułmanek w Polsce

Wbrew pierwszej części tytułu, niewiele jest w tej książce rezygnacji. Dużo natomiast wiary, pokonywania przeciwności i wytrwałości w działaniu. Dużo jest także o samym islamie.

W swojej książce Anna J. Dudek rozmawia o wierze oraz o życiu w Polsce z sunnitkami, szyitkami i salafitkami. Kobietami w różnym wieku, urodzonymi głównie w Polsce, ale nie tylko. Muzułmankami od urodzenia oraz z konwertytkami. Dudek rozmawia z nimi o rodzinie – tej, z której wyszły oraz tej, którą stworzyły. O tym, jak są traktowane przez otoczenie. Pyta je o sytuację kobiet w islamie oraz podejście do nakazów i zakazów, w tym o noszenie chust.

Ciekawe jest to spojrzenie na islam oczami kobiet, które są jego wyznawczyniami. Co ważne, jest to spojrzenie różnorodne. Jak mówią bohaterki książki, wiele jest wykładni i tłumaczeń Koranu a każdy muzułmanin tworzy swoją własną wersję religii. Stąd między innymi konflikty - np. między konwertytami a muzułmanami z urodzenia, którzy zwykle mniej rygorystycznie przestrzegają religijnych nakazów, oraz między samymi konwertytami, rywalizującymi ze sobą, kto jest bardziej religijny. Konflikty istnieją także na linii muzułmanów i islamistów, którzy często błędnie są ze sobą utożsamiani. Pokazanie, że muzułmanie nie są jednolitą grupą, uważam za jeden z największych atutów książki.

W opowieściach muzułmanek szczególnie interesujące wydały mi się te fragmenty, w których bohaterki mówią o sytuacji kobiet w islamie. Jedna z nich zauważa, że w VI w. muzułmanki miały prawa, za domaganie się których Europejki w średniowieczu mogły skończyć na stosie. Emina skarży się, że islam pokazuje się przez pryzmat wiejskich terenów w Afganistanie, a nie mówi się o tym, że najmłodsza doktorantka świata jest muzułmanką. Nie mówi się o Mame Madior Boye, byłej premier Senegalu. O Tansu Ciller, premier Turcji w latach 1993-1996. O Kaqushy Jashari, dziesiątej premier Kosowa. O Nurul Izzah Anwar, byłej wicepremier Malezji. O Megawati Sukarnoputri, byłej prezydent Indonezji. O Benazir Bhutto, byłej premier Pakistanu. O Khaledzie Zii, byłej premier Bangladeszu, czy Sheikh Hasinie, która od siedmiu lat rządzi tym krajem.

Oczywiście, bohaterki książki, jako wyznawczynie islamu, dość często malują obraz religii idealnej. Również autorce brakuje nieco krytycyzmu. Choć w publikacji znajdziemy sporo pytań o kwestie kontrowersyjne, większość z nich zostaje jedynie poruszona. Autorka nie drąży tematu, a czasem przydałoby się postawić choć kilka dodatkowych pytań. Część tematów została jednak omówiona dość obszernie. Na przykład problem chust.

Jak w wielu kwestiach, tak też w sprawie chust, opinie bohaterek są podzielone. Część ich nie nosi, część nosi od czasu do czasu, część zarzuca na głowę szal. Jedna z bohaterek chowa włosy pod turbanem, jeszcze inna nosi nikab. Wiele z nich wydaje się być kobietami praktycznymi i, jak na osoby religijne, liberalnymi. Jedna z nich, Adrianna, wyznaje: Uważam, że najważniejsze jest pokazywanie skromności w zachowaniu. Owszem, chcę być postrzegana przez pryzmat wiedzy, charakteru i intelektu. Jednak żyję w Polsce, gdzie hidżab nie funkcjonuje. Jeśli go nie zakładam, nie zwracam na siebie uwagi, zachowuję więc skromność, rezygnując z chusty.

Co ciekawe także żona muftiego Tomasza Miśkiewicza, na co dzień nie nosi chusty. Przy oficjalnych wizytach, żeby wyrazić skromność przy mężu, zakłada szal. Mufti Miśkiewicz również wydaje się być bardzo zdroworozsądkowy i szalenie daleki od ekstremizmów. Na przykład gdy mówi, że nikt nie musi poświęcać się wyłącznie religii, czas trzeba podzielić na rodzinę, Boga i własny.

Miśkiewicz jest jednym z kilku ekspertów, którzy pojawiają się w książce. Podoba mi się ten pomysł, by indywidualne historie kobiet uzupełnić informacjami od arabistów i teologów. Dobrze komponują się z resztą dziennikarskiego materiału przygotowanego przez autorkę.



Anna J. Dudek, „Poddaję się. Życie muzułmanek w Polsce”, PWN 2016

kwietnia 05, 2017

Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka

Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka

Wstrząsająca historia zabójstwa Grzegorza Przemyka, poruszająca historia Beaty Sadowskiej, bulwersujący obraz komunizmu i świetny portret epoki. „Żeby nie było śladów” to bardzo dobry reportaż. Wywołujący emocje, ciekawy i mądry.

Jeszcze tydzień temu, gdyby ktoś zapytał mnie czy znam sprawę Przemyka, odpowiedziałabym, że tak. Teraz, po lekturze „Żeby nie było śladów” wiem, że nie znałam.  Nie znałam wielu faktów tak z życia Grzegorza i jego matki, jak i z samego śledztwa. Przede wszystkim jednak nie zdawałam sobie sprawy z ogromu machiny uruchomionej w celu zatuszowania sprawy. Nie rozumiałam co tak naprawdę znaczyło żyć w tamtych czasach. Wiedziałam, ale nie rozumiałam z czym wiązała się niezależność myślenia i działania. Nie pojmowałam do czego władza była w stanie się posunąć, by dopiąć swego.

kwietnia 04, 2017

Dlaczego sztuka pełna jest golasów?

Dlaczego sztuka pełna jest golasów?

Zacznę nietypowo, bo od wyznania. Jestem jedną z tych, które patrząc na sztukę współczesną zastanawiają się nieraz, czym dane dzieło różni się od rysunku dziecka. Swoich wątpliwości nie artykułuję jednak głośno. W ogóle, jeśli chodzi o sztukę pytam niewiele. Czasem po prostu boję się być posądzoną o ignorancję. I właśnie dlatego książka Susie Hodge, praktycznie zbudowana z pytań, od razu do mnie przemówiła. Mimo, że dedykowana jest dzieciom.

„Dlaczego sztuka pełna jest golasów?” to napisane przystępnym językiem wprowadzenie do sztuki dla jej najmłodszych odbiorców. Książka ta przygotowuje do odbioru zarówno starożytnych rzeźb, kubistycznych i impresjonistycznych obrazów, abstrakcji, martwej natury, pejzaży, jak i performance'ów, rozmaitych kreacji artystycznych i współczesnych instalacji. Jest świetna nie tylko ze względu na zamieszczone w niej informacje, ale przede wszystkim ze względu na pochwałę zadawania pytań. Niby wiemy, że „kto pyta nie błądzi” a jednak tak trudno czasem przyznać, że nie zna się drogi. W konsekwencji, próbując ocalić źle pojmowaną dumę, tracimy dostęp do wiedzy.  Doceniam, że autorka postanowiła uchronić przed powtarzaniem podobnego schematu dzieci. Niech pytają o wszystko! Nie ma głupich pytań.

kwietnia 01, 2017

Ganbare! Warsztaty umierania

Ganbare! Warsztaty umierania

Są takie książki, które oddziałują na nas na poziomie daleko głębszym niż tylko rozumienie słów. Nie trzeba zresztą całej książki. Jedno opowiadanie, wiersz, czasem jeden reportaż przenika nas pozostawiając w naszym wnętrzu niewygodne „coś”. Drobinę, która uwiera. Nie daje o sobie zapomnieć niczym ziarenko piasku w bucie. Nawet jeśli już nie chce się o niej myśleć, po prostu nie można. Jest zbyt niewygodnie. W końcu trzeba się nią zająć. Zatrzymać się i zlokalizować nieproszonego gościa. Gdzie dokładnie uwiera? Dlaczego uwiera właśnie tu? Co mogę zrobić, żeby nie bolało? Czasem, po lekturze tekstu trzeba naprawdę sporo czasu, zanim pójdzie się dalej.
Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger