W centrum „Nielegalnych związków”, na
wskroś współczesnej powieści Grażyny Plebanek, w której wątki wielojęzycznej
Brukseli, emigracji i kosmopolityzmu przeplątają się z kwestiami partnerstwa i redefinicji
ról społecznych, znajdziemy dobrze znany trójkąt – on, ona i ona. A jednak
znajomość geometrii w przypadku „Nielegalnych związków” może okazać się
zawodna. Historia Jonathana, Megi i Andrei nie jest banalną historią miłosną.
Nie jest zwykłym romansem, i nie można jej zredukować do płaskiej metki
„literatury erotycznej”.
Jonathan jest wykładowcą kursu
twórczego pisania i autorem książek dedykowanych najmłodszym. Jest też ojcem
dwójki dzieci i mężem Megi. Megi jest zatrudnioną w Komisji Europejskiej
prawniczką. Prywatnie - żoną i matką. Oboje są inteligentnymi, ambitnymi i
atrakcyjnymi połówkami pozornie idealnej całości. Pozornie idealnego związku -
związku partnerskiego, pod którego podwaliny ufundowała przyjaźń. A gdzie wspomniane
pozory? Tam, gdzie pojawia się „połówka” trzecia, gdzie wyparta zostaje
szczerość i gdzie powstaje cała sieć kłamstw.
Andreę, czyli seksowną
dziennikarkę, Jonathan poznał na jednym z przyjęć, na których pracownicy Komisji
Europejskiej (w celach relaksacyjnych, ale i lanserskich) spędzają niemal
całkowicie wolny od zawodowych obowiązków czas. Jak na ironię losu, na to
przyjęcie zaciągnęła go żona. I na razie tylko tyle, jeśli chodzi o kobiety.
Głównym bohaterem kolejnej bestsellerowej powieści autorki „Dziewczyn z
Portofino” (W.A.B. 2005) jest przecież mężczyzna…
Nie
chciałam pisać o miłości. Ale spotkałam mężczyznę, który opowiedział mi o
swoich miłościach – do żony, do kochanki, i o tym, jak bardzo w tej całej
zawierusze boi się o dzieci. Pomyślałam, że już czas uczynić mężczyznę głównym
bohaterem romansu. Bo on kocha i cierpi – ale nie „za miliony”. Dzisiejszy
mężczyzna trzyma ręce na brzuchu rodzącej kobiety, przewija noworodka, gotuje,
pierze. A kiedy trafi go „nielegalne” uczucie, musi się zastanowić − co dziś
znaczy być prawdziwym mężczyzną? – wyznaje Grażyna Plebanek. Jej bohater mierzy
się jednak nie tylko z problemem męskości, ale również ojcostwa i partnerstwa.
Co dziś oznacza bycie mężem? Jak powinien wyglądać międzypłciowy podział
codziennych obowiązków? Jaki jest sekret udanego związku? I wreszcie: czym jest
udany związek? Wzajemnym zaufaniem, bliskością, wspólnym doświadczeniem,
przyjaźnią…? Czy raczej nigdy niegasnącym pożądaniem, nieskrępowanym seksem, niezaspokajalną
tęsknotą ciała…? Czymś pomiędzy? A może idealny związek oznacza więcej niż
jedną relację? Także nad tym wszystkim
musi zastanowić się Johnatan, a jego wątpliwości odsłaniają zachodzące we
współczesnym świecie wielkie zmiany i drobne przesunięcia.
Współczesny świat jest światem
otwartych granic. Otwarta jest Bruksela. - wielki gar z językami, gdzie członek
jest rodzaju żeńskiego (une verge) a wagina rodzaju męskiego (un vagin), jak
mówi Andrea. Obywatele otwartego świata są zawsze u siebie. Taki jest Johnatan
– nowoczesny. I taka jest jego kochanka.
Byli
podobni do siebie - znali języki, z łatwością odnajdywali się w kolejnych
krajach, ich myślenia nie determinował narodowy kanon lektur. Nigdy nie mówili,
jak Megi: "bo u nas" albo "patrz, jak oni..." Jonathan i
Andrea wiedzieli, co to znaczy myśleć w dwóch lub trzech językach jednocześnie.
Kreślony przez autorkę portret kochanków to także jeden z puzzli
stanowiących element układanki, którą jest dzisiejsza emigracja, czy też bycie
obywatelem/obywatelką świata.
Johnatana i Andreę przede wszystkim
połączył seks. Ich związek był związkiem ciał, ale błędem byłoby przyznać tym
ciałom władzę absolutną. Było między nimi coś na kształt porozumienia dusz -
choć jeszcze nie w pełni sprecyzowanego, nie w pełni doświadczanego, będącego
raczej w domyśle…
Oboje, w gronie
komisyjno-europejskiego towarzystwa odstawali. W pewnym sensie oboje byli
„innymi”. Po jakimś czasie ich inność zaczęła przybierać kształt jedności – w
opuszczonych kościołach, na ulicach, placach i w parkach. Ze sfery prywatnej
przeniosła się do sfery publicznej. Ze sfery publicznej do prywatnej – ucha
żony.
Romans Johnatana nie był dla Megi
faktem, z którym musiała się pogodzić. Był problemem, z którym postanowiła się
zmierzyć, a także czymś w rodzaju wycieczki we własną przeszłość, w głąb
własnych doświadczeń i uczuć. Oznaczał konieczność przemyślenia różnych spraw i
podjęcia decyzji.
Skomplikowana relacja, jaka połączyła
całą trójkę – Johnatana, Andreę i Megi – relacja, która nie ominęła także dzieci
(jeśli ojciec wdaje się w romans nie przestaje przecież być ojcem), zostaje
przez Grażynę Plebanek sportretowana z niesamowitą wręcz empatią i
wrażliwością. Zaryzykuję stwierdzenie, że autorka nie tylko lubi swoich
bohaterów, ale przede wszystkim stara się ich zrozumieć i dlatego tak daleka
jest od ich oceniania, nie mówiąc już o krytyce, czy potępieniu. To sprawia, że
i my ich lubimy. Niezależnie od tego, czy początkowo wydają się być jedynie
krzywdzącym, czy krzywdzonym, w pewnym momencie stają się po prostu ludźmi. Nie
idealnymi, a ciekawymi. Nie nieomylnymi, a prawdziwymi. Wielowymiarowymi.
„Nielegalne związki” to dobra
powieść, która pod lekką kołderką romansu, seksu i miłości skrywa znacznie
cięższe pytania o teraźniejszość i tożsamość. Szczerze muszę jednak przyznać,
że wolę, gdy głównymi bohaterkami Grażyny Plebanek są kobiety…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz