stycznia 26, 2017

Droga do nieba


Ból tnie jak nóż, zaciska się obręczą na szyi i prawym barku. Nie sposób odwrócić głowy, żadnej szansy na spojrzenie do tyłu. Nawet oddychanie jest bolesne – tak rozpoczyna się druga po „Aimee & Jaguar” wydana w Polsce książka Erici Fischer - „Droga do nieba”.

Książkę rozpoczyna zniknięcie brata autorki, Paula – inteligentnego, ale ukrywającego się przed światem, pięćdziesięcioletniego mężczyzny. Jego zniknięcie zmusza Ericę do powrotu do Wiednia - do zderzenia z rzeczywistością, w której dorastała, z rodzinnym domem, ze wspomnieniami…

Te dopadające autorkę wspomnienia przypominają o traumatycznych losach rodziny. O tragicznej śmierci dziadków, którzy zginęli w Treblince, o nieszczęściu matki, która by być z mężem zdecydowała się na powrót do kraju, którego nienawidziła, o relacjach, jakie łączyły ją z bratem i rodzicami, i wreszcie, o samotności.

I znów ogarnia mnie współczucie dla własnej rodziny, dla czterech osób w powojennym Wiedniu, każdej z innej planety. Widzę, jak siedzą na latających talerzach i od czasu do czasu coś do siebie wołają. Kiedy przypadek wystarczająco zbliża ich do siebie, przez krótki moment mogą się zrozumieć. Ale nie wiedzą co począć z tą bliskością. Po czym oddalają się od siebie. Czy był ktoś, kto mógłby nam wtedy pomóc nawiązać kontakt? – pyta retorycznie autorka.

„Droga do nieba” to heroiczna próba zmierzenia się z własną przeszłością i jej duchami. To książka o holocauście, o tym jakie piętno odciska on na kolejnych pokoleniach, oraz o zagładzie po prostu. To literackie pożegnanie z członkami najbliższej rodziny i pożegnanie siebie - tej, z której śmiercią rodzina zniknie ostatecznie. To zamknięcie pewnego etapu życia, oczyszczenie i wyzwolenie.

Spisana przez Ericę Fisher „historia rodzinna” (jak brzmi podtytuł publikacji), to bez wątpienia opowieść bardzo osobista. Jest to w końcu historia pewnej, konkretnej rodziny. Z drugiej jednak strony, jest to również opowieść niezwykle uniwersalna. Obrazująca sposób, w jaki na życie wpływają nie tylko wielkie okrucieństwa historii, ale też te mniejsze okrucieństwa (nieraz wynikające właśnie z tych wielkich) wyrządzane we własnych domach, pod własnymi dachami - wyniszczające okrucieństwa rodzinne.

Rodzina wydaje się być czymś naturalnym. Wedle niektórych osób, więź rodzinna, ta specyficzna potrzeba bliskości i zadowolenie z obecności drugiego człowieka, powstaje i utrzymuje się sama. Sama z siebie, dla siebie. Wszystko oczywiście zależy od tego, jak zdefiniujemy rodzinę. Bo jeśli rodzina jest pokrewieństwem, to my wszystkie i my wszyscy mamy rodziny (nawet, jeśli ich członkowie i członkinie już dawno odeszli/ły). Ale jeśli rodzina jest akceptacją, miłością, zrozumieniem, poczuciem bezpieczeństwa, troską, oddaniem i wsparciem? Jeśli to tym właśnie jest rodzina, to ile i ilu z nas jest w stanie się nią poszczycić? Przypuszczam, że niewiele/u. A jeśli tak, to czyż nie dlatego, że takie rodziny nie powstają tak po prostu. Tak same z siebie. Początkiem ich istnienia nie jest ślub, czy poczęcie dziecka, ale stworzenie więzi, które wymagają starań i zaangażowania. Ciągłej, nieprzerwanej chęci i pracy…


Erica Fischer, "Droga do nieba", Czarne 2009

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger