„Projekt: książki” i „Ej, nie śmieć!” ogłaszają kolaborację!
Grażyna Latos: Od kilku lat się przyjaźnimy, mamy podobne
wartości, oboje kochamy czytać i od jakiegoś czasu oboje interesujemy się
ekologią. Grześ już właściwie jako ekspert, ja dopiero się uczę. Postanowiliśmy
więc połączyć nasze siły i pasje, zewrzeć szyki i wspólnie stworzyć
„ekolektury”, czyli cykl tekstów, w którym będziemy prezentować książki
dotyczące szeroko rozumianej ekologii.
Grzegorz Lepianka: Z Grażyną uwielbiamy się inspirować. Ostatnio nie
tylko chodzimy razem do kina, teatru i dyskutujemy o książkach, które zrobiły
na nas wrażenie, ale chcemy także połączyć naszą fascynację do czytania i
ekologii i zainspirować nią innych. Mamy poczucie, że każde najmniejsze
działanie w różnych obszarach na rzecz ekologii ma sens i uruchomi ono w
ludziach nareszcie słuszną i pożyteczną ekomodę. Zmiany postaw o szerokim
zasięgu i skutecznie chroniące środowisko naturalne są konieczne i chcemy pomóc
je kształtować. Inspirowanie do zmian to także ekologia w działaniu!
(właśnie się zorientowaliśmy, że mamy takie same inicjały ☺️)
(właśnie się zorientowaliśmy, że mamy takie same inicjały ☺️)
Grzegorz: Książka „Życie zero waste. Żyj bez śmieci i żyj
lepiej” Katarzyny Wągrowskiej z perspektywy osoby, która w temacie siedzi od
jakiegoś czasu, przewertowała sporo artykułów, naczytała się portali i stron
próbujących sił w DIY (z ang.: do it yourself) nie jest może pracą odkrywczą i
prekursorską, ale na pewno zasługuje na uwagę i docenienie. Jest to pozycja
raczej zbierająca doświadczenia innych, tłumacząca filozofię zero waste i
zachęcająca do życia według jej reguł. Autorka w przystępny sposób zachęca do
ograniczania się w produkcji śmieci i robi to nienachalnie – zupełnie jakby
radziła dobrej znajomej, że znalazła znakomity sposób na lepsze życie. Pod tą
swego rodzaju naiwnością kryje się cały arsenał korzyści, które w pakiecie dostaniemy
my wszyscy i następne pokolenia, jeśli zaczniemy zastanawiać się, co zrobić,
jak zmienić nasze nawyki - a co za tym idzie - jakie wprowadzać zmiany w naszym
funkcjonowaniu, skutkujące ograniczaniem śladu węglowego, jaki zostawiamy na
naszej planecie. Nie da się ukryć, że jesteśmy społeczeństwem nieustannie
konsumującym, a w konsekwencji także społeczeństwem śmiecącym - i to na potęgę
- góry odpadów i ogromne wyspy śmieciowe na oceanach to nie ekopropaganda, a
przerażająca rzeczywistość. Ale przy odrobinie dobrej woli i świadomości, co
nasze bezrefleksyjne kupowanie i śmiecenie powodują w ekosystemie, możemy
wprowadzić istotne zmiany minimalizujące nasz negatywny wpływ na wszelkie życie
na planecie i nasze wspólne bezpieczeństwo w przyszłości.
W „Życiu zero waste” znajdziemy nie tylko opis bezodpadowego
projektu i jego motywy, ale także wiele porad, jak unikać dokładania się do
góry śmieci, jaką produkuje współcześnie człowiek, skupiony na gromadzeniu i
zaspokajaniu coraz to większych, a najczęściej wydumanych lub sztucznie
wytworzonych przez przemysł reklamowy potrzeb. Autorka radzi, co możemy zrobić
w kuchni, w łazience, w garderobie, w pokoju dziecka, w szkole, w biurze,
podczas podroży, na spacerze etc., a wszystko to w zasadzie ogranicza do przewidywania
i przygotowywania się oraz do świadomych zakupów i ograniczania się już na
etapie planowania kupna, czyli tak naprawdę do eliminacji zaspokajania
sztucznie wytworzonych potrzeb. Zachęca także do ponownego używania,
przekazywania rzeczy, reperowania i czytania etykiet, a w efekcie
niezadowolenia i tworzenia na przykład własnych kosmetyków. Skupiając się tylko
na tym, co bezpośrednio i czysto fizycznie, trafia codziennie do domowego
śmietnika, może za mało nacisku kładzie na to, co – co prawda w niezbyt oczywisty
sposób, ale jednak - też powinno być elementem bezodpadowego życia, czyli
oszczędzanie prądu, wody, zasobów mineralnych, paliw kopalnych.
Kolejne rozdziały książki przerywane są rozmowami z rożnymi
osobami, które praktykują w różnych obszarach bezodpadowe życie, a sama autorka
– co jest też jakoś urocze i ludzkie – pokazuje, że w swoich działaniach
pozwala sobie na niedoskonałości i przyznaje się do niedociągnięć i pewnych
niekonsekwencji, jak na przykład ciągłe jedzenie mięsa i nieprzejście na weganizm,
który przecież powinien być nieodzownym elementem najbardziej restrykcyjnej
formy życia zero waste. Współgra to z bardzo popularnym, często przekazywanym
na portalach społecznościowych cytatem, że najważniejsze, aby jak najwięcej
osób nieperfekcyjnie robiło cokolwiek w kierunku ograniczania odpadów, niż aby
mała grupka była idealnie zero waste. I właśnie w tym tkwi siła – musimy zacząć
wprowadzać zmiany skutkujące zmniejszaniem się produkowanych w naszych domach
śmieci, a zobaczymy, że kolejne ekozmiany będą szły coraz bardziej naturalnie
zgodnie z zasadą ekologicznej lawiny lub reakcji łańcuchowej.
Grażyna: Jako osoba, która dopiero zaczyna swoją przygodę - nawet
nie tyle z zero waste, co po prostu z redukcją odpadów - znalazłam w książce
Katarzyny Wągrowskiej mnóstwo inspiracji. Zanim po nią sięgnęłam, wprowadziłam
do swojego życia sporo zmian. Bardzo mocno ograniczyłam kupowanie tanich,
pełnych chemii kosmetyków pakowanych w plastik. Używam naturalnych mydeł w
kostce i olejów – także do twarzy. Wybieram szklane opakowania i hoduję własne
kiełki. Ale nadal śmieci muszę wyrzucać przynajmniej raz w tygodniu. I nie jest
to słoik, ale dwa worki. W końcu poczułam, że nie wiem, od czego zacząć kolejne
zmiany. Dzięki przejściu z autorką poprzez różne obszary życia i różne domowe
pomieszczenia, także dzięki jej checklistom, wiem co robić dalej. Ale co
ważniejsze, nie czuję już presji na to, żeby mój dom stał się ekologiczny już
zaraz. Ta droga jest długa i trudna, więc trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Nikomu, kto na nią wchodzi, nie jest łatwo od samego początku. I jest to jakoś
kojące i pocieszające. Nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek będę zero waste, ale
cieszy mnie perspektywa już tych drobnych kroków.
Wydaje mi się, że jest to książka dobra dla osób takich jak
ja – nowicjuszy i nowicjuszek. Nie bardzo jeszcze wtajemniczonych. Katarzyna
Wągrowska stworzyła praktyczny poradnik, w którym znajduje się sporo wskazówek,
odpowiedzi na bardzo proste pytania i przepisów na kosmetyki czy środki
czystości, z których możemy czerpać garściami. Jest też trochę zatrważających
danych, np. o najwyższym szczycie województwa mazowieckiego, czyli zamkniętym w
2011 składowisku Łubna, gdzie góra śmieci zajmuje 20 hektarów i ma wysokość 112
metrów (170 m.n.pm). Rekultywacja tego miejsca potrwa około 30 lat, ale i tak
nie pomoże przywrócić go naturze tak, by np. nadawało się pod uprawy. Toksyny
pozostaną bowiem w ziemi jeszcze długo. To daje do myślenia! Tak samo jak fakt,
że jako Polacy w ciągu roku zużywamy ponad 400 foliowych torebek na osobę,
podczas gdy statystyczny Duńczyk zużywa ich 4. Zanim jednak przeczytałam to u
Wągrowskiej, wiedziałam od Grzesia.
Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie miała do tej
książki kilku zastrzeżeń. O ile podobała mi się jej poradnikowa, praktyczna
część, to patrząc na całość mam wrażenie, że konstrukcyjnie coś tu zdecydowanie
nie gra. Ja odnoszę wrażenie, że autorka i wydawnictwo chcieli stworzyć książkę
nieco grubszą niż rzeczywiście byli w stanie, więc wrzucili sporo rzeczy do
jednego worka. Tu wywiad, tam porada,
jakiś przepis i na koniec migawka z życia autorki. Do tego jeszcze powtórzenia.
Jak na zero waste zapanował za duży bałagan.
...
"Ej, nie śmieć" na Facebooku znajdziecie tu >>
A "Projekt: książki" tu >>
...Zdjęcie na samej górze: Unsplash.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz