października 25, 2018

Matronat: Księżniczka popiołu



Księżniczka popiołu, Theodosia, Thora, Królowa… Wiele jest imion i tytułów, które nosi tytułowa bohaterka książki Laury Sebastian. Wiele ma też obliczy. Przy pierwszym spotkaniu wydaje się być po prostu ofiarą. Po tym, jak jej kraj został najechany, a matka zamordowana, Theo staje się trofeum okrutnego Kaisera. Przez dziesięć lat znosi nie tylko rozmaite upokorzenia, ale też bolesne chłosty. Żeby przetrwać, zamyka się w sobie, gra. Nie jest to jednak opowieść o świętej. Theo także ma krew na rękach…

Świat nie jest czarno-biały, a najważniejsze z wyborów, które musimy dokonać, rzadko są oczywiste. Dlatego życie nie jest proste. Niemal każdy dobry człowiek zrobił w nim coś złego. A zły dobrego. Nasz przeciwnik niemal nigdy nie jest wyłącznie zły. Czasem jego głównym przewinieniem jest to, że został wychowany przez człowieka z przeciwnej strony barykady. Autorka „Księżniczki popiołu” postanowiła od wszystkich tych zawiłości nie uciekać. Laura Sebastian nie serwuje nam uładzonej i przewidywalnej historyjki ani takiej bohaterki. A wszystkie szarości są moim zdaniem największym atutem jej powieści.

Theodosia urodziła się jako córka królowej, którą poddani darzyli szacunkiem i miłością. Miała to szczęście, że pierwszych sześć lat swojego życia spędziła u boku dobrej i łagodnej kobiety, w szczęściu i dostatku. Niestety, w sposób nagły i brutalny to wszystko straciła. Minęło dziesięć lat i kim się stała? Dziewczyną, która przede wszystkim chce przeżyć? Która chce odzyskać swoje królestwo czy też na rozkaz najeźdźcy jest w stanie zabić nawet własnego ojca? Jest kimś, kto słucha głosu serca czy rozsądku? Jest dobra i szczera czy kłamie jak z nut i manipuluje? Jest odważna czy przerażona? Silna czy krucha? A może to wszystko naraz?

Dziesięć lat później Theo nie jest, ale staje się. Po najtragiczniejszych wydarzeniach zaczyna powoli odzyskiwać siebie. Choć do samego końca targają nią sprzeczne emocje, coraz wyraźniej zaczyna słyszeć swój własny głos.

Do ostatniej sceny, w której mogłam oglądać Theo, nie zgadzałam się z całym mnóstwem decyzji, które podejmowała. Też tych drobnych. Na przykład o kłamstwach, które przychodziły jej z coraz większą łatwością. Jej fałszywość z jednej strony mnie od niej odrzucała, ale z drugiej, jako wynik zagubienia, przybliżała. To, co w niej najbardziej polubiłam, to właśnie jej ludzkość. Theo nie jest księżniczką z bajki. Nie jest idealna. Żaden z bohaterów taki nie jest. Każdy ma własne cele, dla osiągnięcia których zrobi wszystko. Kłamstwa i manipulacje to pestka. Ale dla większości także zabójstwo nie jest niczym wielkim.

Zabójcą, „wrogiem” i synem oprawcy jest mój ulubiony bohater – Soren. Zły i dobry jednocześnie. Chyba najprawdziwszy ze wszystkich, dlatego nie mogłabym o nim wspomnieć. On też, tak jak Theo, doznaje czegoś w rodzaju przebudzenia. Ale nie do roli – do siebie.

Najsłabsza strona książki? Jako propagatorka pokojowych rozwiązań miałam nieco dość ciągłego rozlewu krwi. Zbyt częstego wracania do zabójstw z dalszej i bliższej przeszłości. Tych, które się widziało, ale też tych, które się wykonało. Przypominania o zabójstwach, które dopiero się planuje. Być może mogłabym przymknąć na to oko, gdyby całość była bardziej rewolucyjna lub feministyczna. Ale nie była.

„Księżniczka popiołu” Laura Sebastian, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Projekt: książki , Blogger