Księżniczka popiołu, Theodosia, Thora, Królowa… Wiele jest
imion i tytułów, które nosi tytułowa bohaterka książki Laury Sebastian. Wiele
ma też obliczy. Przy pierwszym spotkaniu wydaje się być po prostu ofiarą. Po
tym, jak jej kraj został najechany, a matka zamordowana, Theo staje się trofeum
okrutnego Kaisera. Przez dziesięć lat znosi nie tylko rozmaite upokorzenia, ale
też bolesne chłosty. Żeby przetrwać, zamyka się w sobie, gra. Nie jest to
jednak opowieść o świętej. Theo także ma krew na rękach…
Świat nie jest czarno-biały, a najważniejsze z wyborów, które
musimy dokonać, rzadko są oczywiste. Dlatego życie nie jest proste. Niemal
każdy dobry człowiek zrobił w nim coś złego. A zły dobrego. Nasz przeciwnik
niemal nigdy nie jest wyłącznie zły. Czasem jego głównym przewinieniem jest to,
że został wychowany przez człowieka z przeciwnej strony barykady. Autorka
„Księżniczki popiołu” postanowiła od wszystkich tych zawiłości nie uciekać.
Laura Sebastian nie serwuje nam uładzonej i przewidywalnej historyjki ani
takiej bohaterki. A wszystkie szarości są moim zdaniem największym atutem jej powieści.
Theodosia urodziła się jako córka królowej, którą poddani
darzyli szacunkiem i miłością. Miała to szczęście, że pierwszych sześć lat swojego
życia spędziła u boku dobrej i łagodnej kobiety, w szczęściu i dostatku. Niestety,
w sposób nagły i brutalny to wszystko straciła. Minęło dziesięć lat i kim się
stała? Dziewczyną, która przede wszystkim chce przeżyć? Która chce odzyskać
swoje królestwo czy też na rozkaz najeźdźcy jest w stanie zabić nawet własnego
ojca? Jest kimś, kto słucha głosu serca czy rozsądku? Jest dobra i szczera czy
kłamie jak z nut i manipuluje? Jest odważna czy przerażona? Silna czy krucha? A
może to wszystko naraz?
Dziesięć lat później Theo nie jest, ale staje się. Po
najtragiczniejszych wydarzeniach zaczyna powoli odzyskiwać siebie. Choć do
samego końca targają nią sprzeczne emocje, coraz wyraźniej zaczyna słyszeć swój
własny głos.
Do ostatniej sceny, w której mogłam oglądać Theo, nie zgadzałam
się z całym mnóstwem decyzji, które podejmowała. Też tych drobnych. Na przykład
o kłamstwach, które przychodziły jej z coraz większą łatwością. Jej fałszywość
z jednej strony mnie od niej odrzucała, ale z drugiej, jako wynik zagubienia,
przybliżała. To, co w niej najbardziej polubiłam, to właśnie jej ludzkość. Theo
nie jest księżniczką z bajki. Nie jest idealna. Żaden z bohaterów taki nie
jest. Każdy ma własne cele, dla osiągnięcia których zrobi wszystko. Kłamstwa i
manipulacje to pestka. Ale dla większości także zabójstwo nie jest niczym
wielkim.
Zabójcą, „wrogiem” i synem oprawcy jest mój ulubiony bohater
– Soren. Zły i dobry jednocześnie. Chyba najprawdziwszy ze wszystkich, dlatego
nie mogłabym o nim wspomnieć. On też, tak jak Theo, doznaje czegoś w rodzaju przebudzenia.
Ale nie do roli – do siebie.
Najsłabsza strona książki? Jako propagatorka pokojowych
rozwiązań miałam nieco dość ciągłego rozlewu krwi. Zbyt częstego wracania do
zabójstw z dalszej i bliższej przeszłości. Tych, które się widziało, ale też tych,
które się wykonało. Przypominania o zabójstwach, które dopiero się planuje. Być
może mogłabym przymknąć na to oko, gdyby całość była bardziej rewolucyjna lub
feministyczna. Ale nie była.
„Księżniczka popiołu”
Laura Sebastian, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz