Ostatnio przeczytana książka, która uświadomiła Ci coś
naprawdę ważnego?
Ostatnio czytam głównie literaturę piękną, bo potrzebuję
odpoczynku od reportażu, chwili na oddech. Staram się jednak na bieżąco czytać
reportaże, zwłaszcza na temat dyskryminacji kobiet. Dzięki nim zdaję sobie
coraz bardziej sprawę, że to, o czym pisałam przez poprzednie lata, nie ma
miejsca tylko w Japonii, lecz jest obecne wszędzie. Bez względu na to czy to
kolekcja esejów, tak jak „Mężczyźni tłumaczą mi świat” Rebecii Solnit czy „Bad
Feminist” Roxane Gay czy też reportaż-potęga o gwałtach w miasteczku
uniwersyteckim (Jon Krakauer – „Missoula”), siedzę wtedy z ołówkiem w ręku i
zaznaczam czasami całe strony. I dociera do mnie, że albo będziemy o tym mówić
i pisać i rozmawiać – z czytelnikami, ale także ze swoimi bliskimi (choć to
czasami bywa najtrudniejsze) – albo nic się nie zmieni: w Japonii, w Stanach i
w Polsce.
Czego nauczyło Cię pisanie własnej książki?
Przede wszystkim tego, że byłam naiwna. Wydawało mi się, że
pisanie książki to sama przyjemność. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak
bardzo cały proces wysysa z człowieka energię. Że wkręcę się w to tak, że
albo będę rozmawiać po kilka godzin po japońsku, a potem spędzać kolejne
kilkanaście na spisywaniu notatek, albo będę siedzieć całymi dniami przy
biurku, już z powrotem w Polsce, czytając dziesiątki, nie, setki książek. A
potem poprawki: merytoryczne, językowe, stylistyczne, sczytywanie kolejnych
wersji po korekcie, jednej, drugiej, trzeciej…
Nikt mi nie powiedział, że pisanie książki to najcięższa
praca, jaką przyjdzie mi kiedykolwiek wykonać. Wydawało mi się, że moje
studia były ciężkie, ale porównując to z pisaniem książki, to był momentami
pikuś.
Pisanie książki nauczyło mnie bardzo wiele. Przede wszystkim
pokory. Nauczyłam się walczyć ze swoim perfekcjonizmem, choć trochę, bo
najchętniej pisałabym i rozszerzała wątki bez końca, aż książka nie miała by
trzystu stron, tylko parę tysięcy. Wiem, że to tylko jedno spojrzenie na
Japonię, moje, i że nikt nie może mi tego odebrać, nawet jeśli się to
spojrzenie komuś nie podoba. I pogodziłam się z faktem, że na pewno popełniłam
jakieś błędy – mimo setek godzin, które spędziłam, sprawdzając swoje notatki,
bibliografię, przypisy i fakty, a po mnie zrobiła to dwójka redaktorów. Pogodziłam
się z tym, że nie da się niczego zrobić w 100% idealnie, nawet jeśli mam
wewnątrz siebie głos, który krzyczy: „Sprawdź jeszcze raz! Na pewno da się to
zrobić lepiej!”.
Czym jest dla Ciebie Japonia?
Moim drugim domem. Albo jednym z wielu, bo nie
przywiązuję się specjalnie do miejsca. Za każdym razem, kiedy wysiadam z
samolotu, mówię głośno – „Tadaima!” – tak jak Japończycy, gdy wchodzą do
swojego domu – „Wróciłam! Jestem!”. Momentami jej nienawidzę, a czasami jej
wycinki fascynują mnie tak, że spędzam miesiące, czytając o jakichś niszowych
festiwalach, rękodziele czy wycinkach z lokalnej historii.
Ale Japonia jest moją ogromną miłością. Trudną,
bolesną, ale jednak miłością. Byłam nią zmęczona po pisaniu książki, po
wyciąganiu na światło dzienne kolejnych bolesnych historii, po słuchaniu ich z
ust bohaterek i trawieniu ich potem po swojemu. I choć nie mam w sobie na razie
siły, żeby zacząć kolejny tak ogromny projekt, mimochodem w rozmowach podczas
podróży pojawiają się tematy, do których chcę za jakiś czas wrócić. A z wakacji
w innych krajach przywożę całe walizki książek… o Japonii. Im więcej o niej
czytam, tym mniej rozumiem. Ale może to o to właśnie chodzi?
Nad czym teraz pracujesz?
Czerwiec to dla mnie mini-maraton spotkań autorskich: Łódź,
Lublin, Wrocław, Poznań i Szczecin. Dlatego, choć w mojej głowie pojawiają się
czasami pomysły na inne teksty, trudno mi się na razie oderwać od tematyki
„Kwiatów w pudełku”. W wolnych chwilach zachęcam czytelników bloga do dyskusji
o japońskiej literaturze pięknej w ramach Tajfunowego Klubu Książkowego – to
moja ulubiona odskocznia od ciężkich reporterskich tematów (choć większość
książek wcale do lekkich nie należy!). I powoli planuję swój sierpniowy pobyt w
Japonii – obiecałam sobie i bliskim, że będę odpoczywać, ale znając mnie, to
wyląduję gdzieś z notesem i dyktafonem i dam się porwać kolejnemu tematowi.
Poleć proszę lekturę na wakacje
Bardzo trudno przychodzi mi polecanie książek, bo najczęściej
czytam literaturę azjatycką i to po angielsku. Największe prozatorskie zachwyty
ostatnich miesięcy to nostalgiczna i epicka powieść „The Gift of Rain” malajskiego
pisarza, Tan Twan Enga, szokujące opowiadania z Singapuru „Ministry of Moral
Panic” Amandy Lee Koe i melancholijny zbiorek opowiadań o życiu samotnej matki
w wielkiej metropolii – „The Territory of Light” Tsushimy Yūko.
Ale z plażą i piaskiem na zawsze będzie mi się kojarzyć
głównie „Kobieta z wydm” Kōbō Abe. Przeczytałam ją w liceum i pamiętam, że
przez długi czas śniło mi się, że tonę w piasku. Wróciłam do niej kilka lat
później i spodobała mi się jeszcze bardziej. Chciałabym przeczytać ją ponownie
w niedalekiej przyszłości – może uda się w te wakacje?
Karolina Bednarz (ur. 1991) – autorka książki „Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet”. Absolwentka wydziału japonistyki na Uniwersytecie Oksfordzkim, autorka bloga W krainie tajfunów, gdzie pisze głównie o Azji Wschodniej. Ukończyła Polską Szkołę Reportażu. Publikowała między innymi w „Dużym Formacie”. Finalistka konkursu o stypendium im. Ryszarda Kapuścińskiego w 2016 roku. Mieszkała i uczyła się w Japonii (m.in. na Uniwersytecie Waseda w Tokio) oraz Korei Południowej (na Uniwersytecie Sogang w Seulu).
…..
„5 pytań do reportera/reporterki” to nowy cykl krótkich tekstów,
w których reporterzy i reporterki odpowiadają na pytania, dla których punktem
wyjścia są książki. Plan jest taki, że teksty będą ukazywać się w każdy wtorek, ale
zobaczymy jeszcze jak to się uda ;)
Bardzo ciekawa rozmowa. Dzięki!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się spodobała! Dzięki za miły komentarz :)
Usuń